Ostatni dzień lutowego przedwiośnia. Ptaki
śpiewały. Przymrozek. Klarowne powietrze. Welony chmur na niebie.
Wschód
zapowiadał się bajecznie, kiedy schodziłem z oszronionego wału nadrzecznego na
plażę Wysp Świderskich. Staw obok, dzisiaj odcięty od głównego nurtu, pokryło
szkło lodu. Wyglądał, jakby zamarł. Brnąłem po grudach zamarzniętego piasku
suchej odnogi. Przedzierałem się przez sztywne od mrozu wikliny. Wychodziłem
wprost pod wiślany brzask pełny kolorów mimo szarości dominujących w
krajobrazie rzeki.
Wszędzie słyszałem wiosnę. Ptaki uwijały się w wiklinie, którą
pokryły bazie. Nad nurtem dziwiłem się ubywającej plaży. Jeszcze kilka tygodni
wcześniej spacerowałem między wykrotami zalegającymi mielizny.
Dzisiaj część drzew
spłynęła w kierunku Warszawy. Mój „dinozaur” też odszedł na inne pastwiska.
Idąc w stronę przymglonego słońca, słuchałem
mew lecących ku światłu. Ich krzyk wypełniał nadrzeczną przestrzeń, gdy
nadlatywały, cichł, gdy znikały w poświacie brzasku i na tle pasemek obłoków.
Stanąłem obok fotografki czekającej na wschód
słońca. W miejscu, gdzie z wody sterczał kikut podmytej osiki.
Jesienią fotografowałem
w tym miejscu najbardziej wzruszające sceny z bobrami, które pod osiką miały
norę z wejściem ukrytym pod jej korzeniami.
Drzewo zwieńczało wysoki cypel
wystający ze skarpy. Zakątek zniknął. Nurt wbił się w zatoczkę, wypłukał resztę
wyniosłości, wyrównał krawędź brzegu. Zamieniłem z nieznajomą kilka zdawkowych
słów o nastroju świtu. Sfotografowałem rąbek słonecznej tarczy zasłonięty przez
lęg drugiego brzegu nieopodal ujścia Świdra i poszedłem w stronę Gass.
Z mojej wysepki pod kępą topól, wierzb i
klonów nic nie zostało. Podniesiona woda spłukała rzeczne sitowie, porwała
malowniczy wykrot, zmieniła zakątek w banalne zakole brzegu.
Przechodziłem nad
ścieżkami, którymi bobry ściągały gałęzie do wody. Mijałem ich żerowiska w wiklinie.
Tropiłem odciski błoniastych łap. I dziwiłem się zmianom. Kępy łozy, spoza
których fotografowałem ptaki i zwierzęta, zniknęły. Linia brzegu została
ogołocona z zieleni. Woda nieubłaganie zmienia krajobraz.
Korzystałem z ostatnich chwil światła. Słońce
coraz mocniej topniało pod warstwą chmurek. Od zachodu nadciągała ławica, powoli
gasząc przestrzeń.
Przeciskałem się przez gęsto rosnące drzewa
łęgu nad warstwą zbutwiałego listowia między kłodami i wysuszonymi zaroślami,
okraszoną czapami gęstego mchu. Pokręcona ścieżka, wydeptana przez zwierzęta i
nielicznych ludzi, wiodła między dołami i garbami terenu, prowadząc do ukrytej
zatoczki. Podchodziłem do osuwającego się brzegu i fotografowałem grafiki
urzeczańskiej Wisły.
Panowała nostalgia szarego przedwiośnia. Nad Karczewem
zawisła wstęga po śladzie kondensacyjnym spalin samolotu. Błyszczała lodową
poświatą. Zszedłszy z zarośniętej skarpy, stanąłem nad wodą i kępą wysuszonego
bielunia obwieszonego kolczastymi czepnymi kulkami.
W stronę Siekierek zmierzał
klucz kormoranów. Przewodnik zachowywał się tak, jakby szukał łowiska. Ptaki
obniżały lot. Zniknęły za łęgiem.
Zajrzałem do rozlewiska bobrów odciętego od
rzeki wyschniętym łożyskiem bocznej odnogi nurtu. Rozlewisko wezbrało od czasu
ostatniej wizyty, zalewając wejście do nie rzucającego się w oczy żeremiska.
Mało kto jest w stanie domyślić się, że ta bezładna sterta patyków i gałęzi
jest domem bobrów. Spłoszyłem krzyżówki. Uciekły z kadru przed naciśnięciem
spustu migawki.
Musiałem zadowolić się trelującymi sikorami. Szczygłów, które
tutaj lubią przebywać, tym razem nie zobaczyłem. Dzięcioły wpadły w trans,
krzycząc, wybijając na suchych konarach rytmiczne werble. Czarnym dzięciołom
też się udzieliło. Z kilku stron dobiegało ich kwilenie przypominające płacz
dziecka albo pokrzykiwanie błotniaków. Obok przeleciała pustułka i zniknęła w
gąszczu rozchwierutanych drzew.
Z wału fotografowałem nostalgiczne grafiki urzeczańskich wsi i pól, wyniosłych topól i
wierzb, malowniczego domu za zasłoną brzóz, klonów, osik, krzaków i
rozpadającego się płotu z bramką donikąd. Pod dywanem chmur już nie widać
przedwiośnia. Przedwiośnie tylko słychać. Wracałem, depcząc przemrożoną trawę i
śruciny gradu po nocnej burzy.
Wspaniałe widoki, rzeka, drzewa, niebo, piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe doznania
Włodek K