O świcie spacerowałem po Wyspach Świderskich.
Z aparatem w ręku. Polując na ulotne wrażenia.
Jak to pompatycznie brzmi:
- O świcie.
Kiedy słońce wschodzi po siódmej rano, a trzy
tygodnie wcześniej przesunięto czas na zimowy. Wstawanie o normalnej porze, by
zobaczyć wschód słońca, nie boli.
W każdym razie pogoda dopisała. Słońce
ozłociło smętne resztki listowia na drzewach, rozjarzyło krople na gałązkach i
trawie, klejący się do butów mokry piasek. Szedłem wzdłuż wiślanego nurtu,
gapiąc się na wyrzeźbione klify, pomarszczoną wirami i warkoczami wodę. Wiatr
delikatnie dotykał twarzy. Listopadowy nastrój, listopadowa nostalgia. Złota
godzina ocieplała szarości i brązy odchodzącej jesieni. Jakieś spóźnione stado
dzikich gęsi leciało na zachód, żegnając krzykiem Wisłę…
Byłem sam. Sarny, które minąłem, jadąc wzdłuż
wału, zbiegły w stronę rzeki, zaszyły się w wiklinowych zaroślach. Piasek stawiał
miękki opór, gdy szedłem nad wodę. Przestrzeń nad rzeką spowijała wilgoć, zmiękczając
obrysy dalekich zakątków. Słońce przymierzało się do wzejścia nad horyzont w
sąsiedztwie komina górującego nad Otwockiem. Ubarwiło nieśmiałe chmury nad
łęgiem, ożywiło świderską plażę, rozjaśniło niebo. W końcu wzeszło,
rozświetlając podmywane brzegi i klify, samotną osikę, która pochyliła się nad wodą, zasłaniając wejście do bobrzej nory.
Wszędzie ślady bobrów: ścieżki wytarte płetwami
ogonowymi, wleczonymi gałązkami, zaznaczone tropami błoniastych łap. Zwierzęta muszą
wchodzić głębiej na ląd. Łoza na skraju klifów już dawno zleciała do wody. Straciłem
osłonę, spoza której mogłem fotografować ptaki i zwierzęta baraszkujące w wodzie.
Słońce w gorsecie Interstellara |
Dotarłem do cypla. Słońce, które zwykło
wschodzić na wprost, o tej porze roku przesuwa miejsce wschodu na południe w
pobliże otwockiego komina. Jego światło ślizga się po ścianach piasku z
pajęczyną korzeni, rozjaśnia mieliźny i zamierający poniżej nurt odnogi,
oświetla chaszcze i zatoczki z buszującymi rybami. Jeszcze chwila i tarcza
znika za plątaniną bezlistnych konarów, gałęzi, z której dobiega zaśpiew
ptaków, krzykliwe rozmowy dzięciołów, szelesty, dźwięk kropli wody spadających na
wysuszone liście…
Dzikie gęsi odleciały |
Samotna osika |
Wracałem przez ozłoconą wyspę ku mewom i
budowanej w oddali konstrukcji mostu południowego. Dzisiaj niewyraźnej. Ptaki zaległy
stadem na zatoczce pod brzegiem Ciszycy. Debatowały. Zaniepokojone czymś
wzlatywały nad plażę. Po chwili osiadały w innym miejscu. Wypełniały powietrze
krzykiem, gadaniem, niepokojem... Ptasi bazar.
Ptasi bazar |
Plaża w złotej godzinie |
Ostatni rzut oka na Wisłę w ubogiej palecie kolorów
pod słońcem i pierzyną nadbiegających chmur…
Ostatni rzut oka na krajobraz urzeczańskich
pól Ciszycy… Dzień się stawał jak zwykle…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz