Jestem pod wrażeniem długo oczekiwanej
informacji o sfotografowaniu cienia czarnej dziury w środku galaktyki
eliptycznej M87 (53 miliony lat świetlnych od nas) za pomocą globalnego systemu
sprzężonych teleskopów i radioteleskopów. Ich zespolona rozdzielczość pozwala
odczytać kartę kredytową umieszczoną na powierzchni Księżyca. Obróbka zdjęć w
różnych zakresach promieniowania trwała przeszło dwa lata.
Masę tego piekielnego tworu szacuje się kilka miliardów mas naszego słońca. Jest on źródłem kolosalnego dżetu rozciągniętego na wiele tysięcy lat świetlnych.
Efekt pracy zintegrowanej globalnej sieci teleskopów i radioteleskopów (Teleskopu Horyzontu Zdarzeń) - cień i kontur czarnej dziury w galaktyce M87. Albert Einstein byłby naprawdę zachwycony. |
Masę tego piekielnego tworu szacuje się kilka miliardów mas naszego słońca. Jest on źródłem kolosalnego dżetu rozciągniętego na wiele tysięcy lat świetlnych.
Ogołocony krajobraz |
Poręba bobrów |
Według ogólnej teorii względności czarna
dziura nie jest już ani materią, ani energią. To geometryczna osobliwość.
Nieskończone zakrzywienie czasoprzestrzeni, odarte z fizycznych cech naszego
środowiska. Pod horyzontem zdarzeń nie ma nic naszego. Nic, co by dało się
pojąć ludzkim umysłem. To dlatego każdy, kto ociera się o fizykę kwantową,
astronomię, matematykę, liczby pierwsze, zaczyna odczuwać coś na kształt
czochrania się o boską tajemnicę stworzenia wszystkiego.
Krajobraz z koziołkiem; w tle wykrot po wypłukanej części wyspy |
Czując niedosyt sposobem przekazania
informacji o uwiecznionym cieniu czarnej dziury, pofatygowałem się nad Wisłę,
chociaż niebo zasnuły chmury. Pojechałem do Gass. Widząc że nie doczekam słońca
o wschodzie, poszedłem na polanę za wierzbowym łęgiem, naprzeciwko której jest
wiślana kępa. Właściwie już tylko jej część. Tę za przesmykiem całkiem
spłukało. Dzisiaj nie zobaczyłem nawet ubiegłorocznego
pagórka. Został zabłąkany wykrot na mieliźnie. Spłynie, gdy tylko poziom rzeki
się podniesie.
Dopłynął, próbuje wyjść |
Wraca |
Zostawiwszy samochód na podjeździe do promu,
poszedłem koroną wału a potem śladem zarastającej drogi w łęg okryty mgiełką
pąków. Wszędzie sucho. Kurz. Mroźne powietrze. Wiatr z północy przeciskał się
przez bezlistne wciąż gałęzie. Wspiąłem się z suchego starorzecza na polanę.
Ruszyłem ku rzece i wyspie. Zobaczyłem pobojowisko. Zaskoczył mnie widok brzegu
pozbawionego drzew. Stare wierzby runęły z klifu ogryzione przez bobry.
Stanąwszy na skraju urwiska, zobaczyłem zasieki splątanych pni, konarów i
gałęzi. Bobry ogołociły wysepkę z krzaczastych zarośli. Pomyśleć, że
kilkanaście lat wcześniej fotografowałem swoją pierwszą czaplę przelatującą
wzdłuż jej wschodniego brzegu za łanem wikliny mieniącej się w porannym słońcu,
a nieco później rodzinę bobrów baraszkujących w cieśninie między obiema
częściami wyspy i w kanale pod klifem. Wszystko się zmienia. Nie ma nic
stałego.
Wychodzi |
Zostałem oszczekany przez sarny. Kryły się w
wysuszonych zaroślach na polanie. Jedna z nich zbiegła ze stoku. Wpadła do wody.
Popłynęła do wyspy. Fotografowałem jej głowę z parostkami nad zmarszczoną powierzchnią.
Północny wiatr dawał się we znaki. Koziołek utknął pod plątaniną korzeni i
ogryzionych łodyg. Próbował wejść na wyspę nieopodal sterty gałęzi zakrywającej
wejścia do nor. Zwątpił. Miejsce dostępne dla bobrów nie było dla niego łaskawe.
Odpychało. Zawrócił. Oczyma wyobraźni widziałem płynącego za nim krokodyla.
Istne safari. Szczęściem to tylko imaginacja. Koziołka uchwyciłem podczas
wychodzenia na stromy osypujący się stok. Z grzbietu spłynęła kaskada wody.
Szkoda, że światło nie dopisało, chociaż świt pojaśniał.
Windsurfing |
Ostaniec |
Na północy płynęły niecodzienne chmury.
Przypominały żagle spiętych liną desek do windsurfingu. Towarzyszyły mi prawie
do końca spaceru. Póki słońce nie rozerwało całunu, gdy stanąłem na końcu
dojazdu do przeprawy promowej w Gassach. Jeszcze nieczynnej. Tym chmurom
przypisano charakterystyczną nazwę, której nie potrafię wywołać z pamięci.
Rzeźba |
Idąc z biegiem nurtu, natrafiłem na krajobraz
po bitwie. Znajomych drzew, fotografowanych jeszcze w zeszłym roku, nie
zastałem. Bobry. Wszędzie ślady ich drwalki. Zawalone ścieżki, zasieczone
brzegi, zasypana strużynami ziemia wokół kikutów. I prąd Wisły. Podmywający
piasek i naniesiony przez lata less. Wyrywający płaty darni. Kluczyłem między
ocalałymi zaroślami. Przekraczałem na poły odsłonięte wejścia do nor. Zwierzęta
jak na złość nie chciały się ujawnić, chociaż wokół było pełno wilgotnych
jeszcze trocin.
Za matecznikiem bobrów zawróciłem. Pokręcone
ścieżki wiodły ku niewidocznym koziołkom (wciąż słyszałem ich nerwowe
poszczekiwanie) i bażantom. Koguty świdrowały powietrze z każdej strony szarego
jeszcze łęgu. Zbłądziwszy nad wyschnięte koryto starorzecza, usiłowałem
foto-polować na zimorodki w locie. Nie było ich nawet na lekarstwo, chociaż
miejsce obiecujące: klarowne kałuże, rozlewiska, nurt rzeki obok, mnóstwo
gałęzi do przesiadywania nad wodą oświetloną przez słońce, które coraz bardziej
strzępiło powłokę chmur…
Rozczochrane wierzby |
Przebrnąwszy przez chaszcze, kątem oka
spostrzegłem kształt czarnego ptaka w locie:
- Czarny dzięcioł.
Nie kawka, nie wrona, nie gawron, a dzięcioł.
Intuicyjnie rozpoznałem kształt przemykający między konarami i bezlistnymi
gałęziami. Minąwszy mnie, zasiadł na rozwidleniu pnia starej wierzby. Patrzył
na mnie. Co spojrzał, to się schował. Ciekawość jednak przeważała. Kilka razy
uchwyciłem obiektywem jego spojrzenie. Aparat wyostrzył akurat na czarnym
konturze i bystrym oku. Co za szczęście początkującego od lat amatora. Uciekł,
gdy spróbowałem się zbliżyć. Nawet nie widziałem w której chwili. Schował się chyba
w dziupli z tyłu pnia.
Czarny dzięcioł |
Wracałem i fotografowałem mazowieckie
rozchwierutane wierzby nad wodą, nory bobrów pod korzeniami ostańców. W końcu
wyszedłem na przeprawę promową. Wisła w słońcu wyglądającym przez okna w
chmurach była urocza. Kaczki w łunie odbitego światła, rybitwa zawieszona w
powietrzu na chwilę przed znurkowaniem, krajobraz Podłęcza w plamie
przejaśnienia, pasma prześwietlające przestrzeń i opadające na wodę…
Rybitwa |
Urzecze.
To jedno słowo wyjaśnia wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz