|
Księżyc i Wenus |
|
Ciała niebieskie w objęciach |
|
Nad łęgiem |
Znowu byłem nad Wisłą. Spacerowałem po Wyspach Brzeskich. Tym razem w kierunku
zatoki śmiałego bolenia (Gass). Przyjechałem prawie godzinę przed wschodem
słońca. Połówka księżyca wisiała nad Wenus i topolami
Podłęcza fotografowanymi z tradycyjnego miejsca, gdzie zostawiam samochód.
|
Dochodząc do rzeki |
|
Brzegiem rzeki |
|
Wyrwane brzegom |
|
Pejzaż z wierzbą |
|
Brzask siódmego dnia wiosny |
|
Wisła jeszcze śni, ptaki jeszcze śnią... |
Poszedłem nad Wisłę drogą wzdłuż płotu z czarnych desek. Słyszałem
nieśmiałe kwilenia ptaków w łęgu. Mewy na rzece milczały. Brzask narastał.
Woda, odbijając światło, sprzyjała zdjęciom. Stanąłem na krawędzi
kilkumetrowego klifu. Nurt pluskał w dole. Podmywał piasek, obnażał korzenie i
ściągał płaty darni. Wczorajsza burza, która przetoczyła się nad Urzeczem i
pogroziła błyskawicami, pokryła trawę śniegiem. Było zimno. Wiatr z północnego
wschodu mroził twarz. Kurczyłem się w sobie. Szukałem osłony za drzewami i
łanami wyschniętych nawłoci, wrotyczu, trzcin i nabrzmiewających pędów wikliny.
|
Wisła urzeczańska |
|
Jadalnia |
|
Po wielkim żarciu |
|
Tędy przepłynie bóbr |
|
Tu gdzieś jest nora |
|
Wykrot |
Fotografowałem pejzaż Wisły wzdłuż brzegu, z którego zsunęły się wierzby
i topole. Nieco dalej zobaczyłem pobojowisko. Bobry powaliły osiki i pogryzły
konary, zostawiając świeże kikuty i strużyny miękkiego drewna. Ścieżka kluczyła
między pieńkami, wśród pni i gałęzi odartych z łyka, przepadała w rowach,
wspinała się koleinami quadów, zbiegała ku wodzie.
|
Brzask fin de siècle |
|
Znad wykrotu |
|
Pasemka i plamy różu |
|
Pasemka II |
|
Nie mogłem się oprzeć zamieszaniu |
|
Czarny szkwał nadlatuje |
|
Zaduma |
|
To co uwielbiam - bezruch |
|
Klucz |
|
Klucz II |
|
Znowu cisza |
Ze środka rzeki dobiegał sceniczny chichot mew. Byłem skonfundowany:
- Ze mnie się śmiejecie?
Musiałem wyglądać kabaretowo, łażąc po zmrożonym gruncie, ośnieżonej
trawie, wciskając się w dogodne miejsca między łodygami suchorośli, które
pękały z trzaskiem.
Potem się zreflektowałem:
- Nie jestem pępkiem świata. Mój antropocentryzm nie na miejscu. Może chichotały
zadowolone z życia?...
|
Czarny szkwał |
W pewnej chwili sielanka ustąpiła. Mewy uniosły się nad mieliznami i
wyspą pod Kępą Nadbrzeską. Podniosły harmider. Od Góry Kalwarii nadciągał
czarny szkwał. Chmura ptaków leciała splątanymi warkoczami kluczy nad samą wodą.
Kormorany. Imponujący widok. Nieomal egzotyczny. Ich gęganie zagłuszyło krzyk mew. Wodziłem za nimi obiektywem,
robiąc zdjęcie za zdjęciem, póki nie zaczęły znikać w zakręcie Wisły…
|
Czarny całun |
|
Do miasta, panie, do miasta |
|
Za chlebem, panie, za rybą |
|
Nakryjemy Wisłę czapkami |
|
Zwiastowanie |
|
Chichot zamarł |
Usłyszałem plusk. Wzdrygnąłem się. Krąg wody zmieniał się w owal,
spływając wzdłuż brzegu.
- Boleń? Sum? – wychyliłem się znad krawędzi brzegu.
Obiecujący kąt był pusty.
- Może jednak bóbr.
|
Jest |
|
Wypatrzyłem go |
|
Bóbr siłacz |
|
Kajakiem bym nie podpłynął |
Czekałem. Domysł się potwierdził. Zobaczyłem trójkąt fali
przemieszczający się pod prąd rzeki. Poszedłem za nim. Zamierzałem dobiegnąć do
miejsca, skąd mógłbym fotografować bez przeszkód. Bóbr płynął do osik, których
wykroty sterczały nad krawędzią klifu. Widziałem, ile wkładał wysiłku. Hałas
pobudzonych mew i plusk wody zagłuszał kroki w zamrożonej trawie.
|
Tu jego miejscówka |
Za pokrytym
porostami pniem bóbr przysiadł się do świeżej gałęzi. Ogryzał ją z łyka Był
zasłonięty gałązkami, które przeszkadzały w zdjęciach. Chciałem lepiej,
próbując podejść bliżej. Na nic starania. Uciekł pod wykrot.
|
Tu biesiadował... |
|
i tu zniknął |
|
Mój ulubiony konterfekt |
|
Słońce spoza drzew |
Niebawem zobaczyłem rąbek słonecznej tarczy. Powietrze nie zapowiadało
długiego misterium. Było zbyt przejrzyste. Złota godzina zaczęła się już od nastroju
pomarańczy. Tarcza prześwietlała gałęzie drzew, ale tym widokom było daleko do nastroju
sprzed kilku dni, gdy uwieczniałem słoneczną tarczę między dachami domów Kępy
Nadbrzeskiej.
|
Ponad słońcem |
|
Kormorany debatujące |
|
Kormorany niespokojne |
Spóźnione kormorany przelatywały w sąsiedztwie słońca, osiadały na
kikutach drzew wystających z rzecznych mielizn, o czymś debatując. Mewy wracały
do godów i codziennych zajęć na płyciznach. Chichot też ustał. Zastąpiły go
werble dobiegające z wnętrza łęgu. Dzięcioły znalazły swoją perkusję.
|
Krajobraz okiem bobra |
|
Łęg w srebrze |
|
W stronę Gass |
|
Bobry rzeźbią |
|
Bobry rzeźbią II |
Pejzaż ożywał w promieniach porannego słońca. Szedłem w kierunku zatoki
śmiałego bolenia, podziwiając brzegi pokryte zasiekami powalonych drzew. W
oddali widziałem już ostrogi i kamienne opaski rozbite przez letnią powódź
kilka lat wcześniej. Wezbrany nurt wypłukał w brzegu obszerne zakole, opływając
źle wybudowaną ostrogę, która miała odpychać wodę na środek rzecznego koryta…
|
Zatoka śmiałego bolenia |
|
Para |
|
To drzewo wciąż walczy |
|
W słońcu i z widokiem na zakole |
|
Nadbrzeż |
|
Kormorany na tle dawnej przeprawy dla czołgów |
|
Zakole i kaczki |
|
Zerwana ostroga |
|
Wisła rzeźbi nawet w kamieniu |
|
Przed odlotem |
To jeden z najbardziej zachwycających kątów Wisły na całym odcinku od
Góry Kalwarii do Siekierek. Na wystającym spoza kamiennego wału konarze
zobaczyłem dwa wygrzewające się kormorany. Myślałem, że jestem dobrze ukryty wśród
drzew i za łanami suchych zarośli. Podchodziłem do ptaków na mieliźnie,
okazując maksimum niecierpliwej cierpliwości. Kormorany nie dały się zwieść. Odleciały.
To, co wziąłem za prostowanie skrzydeł w słońcu, było zapowiedzią ucieczki.
Kiedy wzbiły się nad zatokę, mewy podążyły ich śladem. Zastałem pusty zakątek.
Bieliki też nie dopisały, chociaż uwielbiają to miejsce.
|
Pod światło |
|
Ścieżka dzików |
|
Lśnienie |
|
Mróz nie popuszcza |
Zawróciłem. Wiatr popychał w plecy. Przestał dokuczać. Słońce grzało.
Poczułem błogość. Rozpiąłem kurtkę. Wisła zmieniła oblicze. Światło wydobywało
z krajobrazu blaski, ulotne refleksy, migotania, kontrasty, intensywne kolory i
odcienie brązu, gwasze nieśmiałej zieleni wystającej spod tającego śniegu. Tam
jednak, gdzie zalegał cień, nadal deptałem zamrożoną ziemię. Usiłowałem podejść
skrzeczące w zaroślach bażanty i sarny zebrane jeszcze w rudle. Musiały się
gdzieś chować we wnętrznościach łęgu… Nasłuchiwałem ptaków. Chciałem je
fotografować, ale nazbyt pobudzone nie potrafiły usiedzieć w miejscu… Siódmy
dzień wiosny, chociaż po zimowym nawrocie, fascynował do samego końca spaceru.
|
Myślałem, że to ptak |
|
Trznadel |
|
się zapamiętał w wokalizie |
|
Samotnik |
|
Droga powrotna |
|
Figlarze |
|
No nie ustoją... |
|
Koniec wycieczki, stąd zacząłem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz