Gdy wiosna tańczy nad Wisłą |
Wiosna w tym roku przyszła nagle. Mrozy z dnia
na dzień ustąpiły gwałtownemu ociepleniu. Zakwitło wszystko na raz: wierzby,
topole, forsycje, kasztany, bez, klony, magnolie… Drzewa i krzaki pokryły się
chmurą drobnego listowia. Jeże poddały się uniesieniom, nie krępując się
bliskością ursynowskich blokowisk.
Się zaczęło |
Nad Wisłą wiosna też narozrabiała. Łęg
momentalnie wypełnił się życiem. Wegetacja ruszyła w oczach.
Kiedy tylko
zszedłem z wału i wyjrzałem na rozlewisko bocznej odnogi oddzielającej plażę
Wysp Świderskich od brzegu, zauważyłem ruch na wodzie. Tym razem nie
wszędobylskie kaczki, gągoły, czaple, lecz bobry przeszukujące wiklinową gęstwę
i suche trawy odsłonięte przez ustępującą wodę. Pływały po zatoce, holując pędy
i gałęzie pokryte świeżą korą. Wyłaziły na brzeg i czyściły futra. Odwiedzały
chaszcze, nic sobie nie robiąc z grząskiego mułu.
Wisła opada |
Tu polował boleń |
Poszedłem do przejścia na plażę. Przekroczyłem
zamierające strumyki. Depcząc sypki piach, dotarłem na półwysep między odnogą a
głównym nurtem. Przepatrywałem coraz bardziej odsłonięte mielizny. Wisła
toczyła swoje wody kilkoma nurtami między archipelagiem coraz obszerniejszych
wysepek. Nad jednym z uskoków dna, gdzie płynąca woda wzniecała zmarszczki fal
i wiry, próbowałem łapać w kadr polującego bolenia. Co i raz wyskakiwał nad
wodę, ścigając wysypujące się stadka narybku. Czatowałem na niego, ustawiwszy
obiektyw na jedno upatrzone miejsce. Trwało to z kwadrans. Bez skutku.
Spóźniałem się. W końcu słońce świecące przez woal półprzejrzystej warstwy
chmur zaczęło oślepiać.
Łabędzie nieme |
Woda ustępuje |
Półwysep zwężał się z każdym krokiem. Deptałem
śliski muł, z trudem utrzymując równowagę. Najgorszy był piasek naniesiony na
grząskie błoto. Przypominał śnieg na mokrym lodzie. Wybierałem miejsca pokryte
zmierzwioną trawą lub badylami zeszłorocznych chwastów. A jednak opłacało się.
Nieopodal zobaczyłem trzy mewy układające gniazdo na kłodzie wynurzonej z wody.
Interesujące widowisko. Czuły się bezpiecznie za jedną z odnóg nurtu. Znosiły
zewsząd patyki, łodygi, trawę, jakieś włókna. Kłóciły się o miejsce…
Za nimi pływał kaczor. Na tle urokliwego zakątka Wisły…
Nie odważyłem się iść przez błoto
rozdzielające zatokę na części. Zaraz za nim była stroma skarpa, skąd
fotografowałem wcześniej bobry. Musiałbym wspinać się przez mierzwę zarośli,
narażając się na kleszcze. Wracałem więc tą samą drogą i fotografowałem rzekę w
mdłym świetle przygaszonego słońca, przelatujące łabędzie, pojedyncze
kormorany, rybitwy, mewy...
Mimo to czułem się jak w szklarni. Parno,
duszno, nieprzyjemnie. Ulgę poczułem dopiero w łęgu, słysząc ptaki i wdychając
zapachy wiosny rozsiewane przez topole, kaliny, wierzby...
Za wałem warczały
traktory ciągnące pługi i brony. Taka gmina.
Kilka dni później aura odmieniła się. Szedłem
brzegiem Wisły od ujścia Jeziorki w kierunku granicy rozdzielającej rezerwat
Wysp Świderskich od rezerwatu Wysp Zawadowskich. Ta granica leży mniej więcej w
połowie odległości między ujściem
Jeziorki a Ciszycą.
Nieopodal ujścia Jeziorki |
Wał przeciwpowodziowy biegnie nieopodal głównego nurtu,
który za Wyspami Świderskim odbija pod lewy brzeg Wisły. Ścieżka wiedzie
najpierw od mostu nad Jeziorką do jej ujścia, omijając podmyte skarpy, potem
skręca w zarośla klonów jesionolistnych, głogów, wikliny, odrastających topól,
kwitnącej kaliny i zdziczałych jabłoni… Lubię to miejsce. Często nawiedzają je
bobry.
Wiedźma |
Idąc na południe, fotografuję rozpadające się
wierzby. Stare wiedźmowate z kształtów drzewa, które w świetle wschodzącego
słońca czynią wrażenie. Pasmo łęgu między napierającą wodą a wałem chroniącym
pola Kliczyna, Ciszycy i Opaczy, fascynuje mimo ograniczonej powierzchni.
Jeśli
do tego dodać czysty świt po nocnych opadach deszczu, wschód słońca nad rzeką
spowitą tańczącymi tumanami mgły i niebo przecięte pasmami smug kondensacyjnych
po przelatujących samolotach, mamy oto całe misterium dnia, który dopiero się
staje.
Jestem sam. Dziwię się rzece, że płynie,
kleszczom, że włażą, chociaż moja krew żadnym przysmakiem, ptakom, że
przelatują mimo. Dziwię się krajobrazowi, który zdaje się niezmienny, a jednak
za każdą wizytą wywołuje inne wrażenia. Wiośnie, co zaskoczyła niezwykłą aurą
jak na kwiecień… Wisła dziwi się facetowi od lat łażącemu jej brzegiem w
poszukiwaniu tych samych lub podobnych foto-tematów.
Stojąc nad cofką |
I tak w nastroju pobudzenia dochodzę do
mielizn Wysp Świderskich i cypla, z którego fotografuję obszerną cofkę a z
drugiej strony zakole bobrów, traczy, czapli i łódek cumowanych w sąsiedztwie
wykrotów podmytych drzew.
Dziki, sportsmenka, kibic z rowerem |
Taka gmina |
Wracając do miejsca, gdzie zostawiłem samochód,
dostrzegłem dziki biegnące grzbietem wału na wysokości Wilanówki przepływającej
przepustem pod nurtem Jeziorki. Ktoś ćwiczył po drugiej stronie Jeziorki. Ktoś
prowadził rower nasypem drogi… Obraz zdał się nierealny, póki dziki nie zbiegły
z wału i nie zaszyły się w zaroślach… Taka gmina. Urzeczańska.
Urzeczańska Wisła w kwietniowym słońcu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz