Bóbr wchodzi wprost pod nogi zaskoczonego fotografa |
Bobry
ciekawią mnie od dawna. Jeszcze w ubiegłym stuleciu ich polska populacja była
na granicy wymarcia. Spotkanie z nimi należało do rzadkości. Pływając kajakiem
rzekami i jeziorami Warmii, Mazur, Suwalszczyzny czy Kujaw i Pomorza, widywałem
od czasu do czasu tamy, kopce żeremi, albo obszerne nory w brzegach, których
używane wyjścia zawsze były pod wodą. Jednakże
nigdy nie udawało mi się zobaczyć samych bobrów. Dopiero spacery nad
Wisłą, której piękno odkryłem na powrót przypadkiem, a nie dlatego, że kierował
mną jakikolwiek zamiar podczas przejażdżki rowerem wzdłuż Jeziorki z
Konstancina, dały tę niepowtarzalną – na początku tak sądziłem – okazję
fotografowania bobrów.
To
pierwszy spacer nad brzegiem Wisły - gdy dojechałem do ujścia Jeziorki i
wszedłem na ścieżkę, która odkryła przede mną bogactwo lasu łęgowego, jego form,
kształtów, zieleni, zarośli, pełnego niebotycznych topól i surrealistycznych
wierzb, a potem otworzyła widok na rozległą Wisłę - uświadomił mi, jak wiele
traciłem, omijając do tego czasu zakątki rzecznego koryta.
Wiślane
bobry, przez swoją liczebność i ekspansywność, okazały się pospolite i nie tak
płochliwe, jak jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy były tępione z powodu
nieistotnych szkód rolnych powodowanych zalaniami przez spiętrzone tamami
strumienie.
Bóbr konstanciński |
Pierwszą
fotografię wiślanego bobra zrobiłem przypadkiem, przejeżdżając mostkiem nad Jeziorką pod
tężnie uzdrowiskowe. Płynął sobie pod prąd Jeziorki ku wykrotom drzew w
zakolach i rozlewiskach. Pierwszy cyfrowy Kodak, jakim się posługiwałem, długo
się uruchamiał, więc bóbr zdążył odpłynąć pod gałęzie obsypane drobnymi
listkami.
Bóbr załężański |
Kolejne
spotkanie z bobrem przytrafiło mi się podczas marcowego spaceru brzegiem Wisły
w okolicach Załęża, w rezerwacie Łachy Brzeskie. Obserwując gody rzecznego
ptactwa na obszernej łasze jasnego piasku, zauważyłem falę odbiegającą spod
brzegu ku środkowi rzeki. Najpierw pomyślałem:
-
Gałąź utknęła na mieliźnie.
Fala
jednak przemieszczała się powoli w górę rzeki. Wyjrzałem znad krawędzi brzegu i
zobaczyłem dorodnego bobra, który płynął pracowicie ku odległym wykrotom
podmytych topól. Nie zastanawiając się, podbiegłem kilkadziesiąt metrów dalej i
zasadziłem się na niego za osłoną osypującej się darni. Słońce akurat pięknie
wzeszło znad drzew przeciwległego brzegu, zalewając rzekę światłem zmiękczonym
przez delikatne mgiełki tańczące nad wodą. Bóbr wpłynął w kadr, migawka
trzasnęła. Bóbr zanurkował, ale woda okazała się zbyt płytka, więc po chwili
wynurzył się i kontynuował swój mozolny spacer. Nie ścigałem go. Z kilkunastu
zdjęć tylko dwa okazały się udane: jego portret w świetle wschodzącego słońca i
jego ujęcie z tyłu, gdy odpływał pod obsuwający się fragment brzegu.
Osesek |
Po
tym niecodziennym zdarzeniu długo czekałem na kolejne spotkanie, podczas
którego sfotografowałem bobrzego oseska w odnodze przegrodzonej tamą z
przywleczonych przez dorosłe bobry gałęzie i rzecznego mułu. Odpływał ku norze
w świetle dojrzałego dnia. Zdążyłem go złapać w kadr tylko raz.
Bóbr świderski |
Najbardziej
nieoczekiwane i przypadkowe zdjęcia wyszły mi wówczas, gdy próbując uwiecznić
krajobraz Wisły za swoją ulubioną zatoką śmiałego bolenia, między Gassami a
Załężem, dostrzegłem kątem oka smukły rybi kształt sunący nad złocistym
piaskiem rzecznego dna, tuż pod skarpą, w której jaskółki brzegówki urządziły
kolonię lęgową. W pierwszej chwili pomyślałem, że to sum albo boleń. W kadrze
ujrzałem jednak łeb bobra. Aparat zagrzał mi się w ręku. Zanim bóbr dostrzegł
moją obecność, zdążyłem zrobić kilka szybkich zdjęć, nie dbając o aranżację.
Bóbr zanurkował i straciłem go z oczu. Tym razem miał gdzie się ukryć.
Siedlisko bobrów |
Nieopodal
Gass jest interesująca kępa zarośnięta wikliną. Nurt Wisły rozciął ją w
poprzek, otwierając niewielką plażę. Kępę od nadrzecznej skarpy oddziela odnoga
wartko płynącej wody. To miejsce stało się rodzinnym kąpieliskiem bobrów.
Bóbr z Gass |
Zarośla nawłoci i wrotyczu ułatwiają obserwację bobrowych figlów. Bywa, że
spotykam tutaj kilkanaście osobników jednocześnie pływających w odnodze lub za
kępami na otwartej przestrzeni Wisły, spacerujących brzegiem, czyszczących
futra i maszczących je bobrowym strojem na piasku, spławiających gałęzie
wikliny ku norom.
Brzeg wyspy bobrów |
Kolejnym
rodzinnym miejscem bobrów jest sezonowa (z powodu płytkiej odnogi nurtu, która
wysycha na pieprz przy niskim stanie Wisły) wyspa, leżąca naprzeciwko ujścia
Świdra i jednej z najpiękniejszych wysp rezerwatu Wyspy Świderskie. O świcie
bobry uciekają ze ścieżki, która wiedzie nad wodę. Najpierw dostrzegasz bure
truchtające kształty, a potem słyszysz szelest rozgarnianych łodyg trawy,
nawłoci, wrotyczu. Wyspa ma w sobie tyle kryjówek, że spotkanie cichnie równie
nagle jak się zaczyna. O tym że na tej wyspie są bobry, zaświadczają poranione
i powalone topole, wierzby, osiki, klony, pocięte łodygi młodych drzew i
wiklin, ześlizgi ku wodzie, ślady łap z błonami między palcami odciśnięte w
piasku, wykopane pod darnią nory. Jeśli są zamieszkane, piasek u ich wejścia
jest zwykle świeży albo wydeptany. Jeśli nie, z czasem po norach pozostają
obsuwające się korytarze. Trzeba patrzeć pod nogi, idąc brzegiem Wisły, aby nie
wpaść w taką porzuconą norę albo korytarz pod darnią. Najbezpieczniej korzystać z przetartych
ścieżek i unikać gąszczu.
Bóbr z Ciszycy |
Ostatnie
spotkanie z bobrem przytrafiło mi się późną wiosną nieopodal Ciszycy, w
miejscu, gdzie nurt Wisły, opłynąwszy mieliznę, minąwszy ciekawą zatokę wzdłuż
wału, napiera na ostrogę i wzniesienie brzegu. Bóbr płynął z nurtem wprost na
obiektyw. Silne światło majowego słońca sprzyjało, jednakże w ciszy poranka
trzask migawki skrócił sesję fotograficzną do kilku chwil.
Do zobaczenia |
Bóbr zanurkował. Na
nic czekanie. Miał gdzie się ukryć.
Bóbr zurbanizowany |
Przestało
być też sztuką sfotografowanie bobrów w centrum miasta. Coraz ich więcej pod
mostami i wzdłuż brzegów Powiśla czy Pragi. Miejskie bobry mało co robią sobie
z obecności spacerowiczów. Wisła, mimo presji urbanistycznej, nadal więc
czaruje, a my – jej wielbiciele – bywamy wciąż zaskakiwani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz