Przyroda nadal nie odniosła się do okrucieństwa wojny u naszych wschodnich granic…
W przeciwieństwie do mnie, klnącego od 24 lutego 2022 roku po polsku i ukraińsku, nienawidzącego wszystko, co rosyjskie i kacapskie, przyroda pozostaje piękna i nie podziela mojego wzburzenia.
Wróciwszy nad Wisłę, łazikowałem po coraz bardziej odsłoniętych plażach Wysp Świderskich. Tym razem w towarzystwie wiatru wzniecającego tumany piasku. Wiał z północnego zachodu, czyszcząc powietrze z wilgoci.
To dzięki niemu mogłem fotografować kominy elektrociepłowni Siekierki z warkoczami pary i spalin, wieżowce centrum Warszawy z nieodrodnym Pałacem Kultury, most południowy ze światłami ostrzegawczymi dla lotników, odległe łęgi między wodą a wałami przeciwpowodziowymi i rogal księżyca podążającego do nowiu. Jedno, że wiatr wypłoszył ptactwo, acz nie zgasił koncertów wiosny.
Deptałem piasek, który zasypał warstwy mułu naniesione wcześniej przez nurt lutowego wezbrania. Buty ślizgały się po powierzchni, kijki grzęzły w dnie… Mijałem znikające kałuże. Zbliżałem się do józefowskiego brzegu, depcząc nawodniony grunt. Brzask wypełnił delikatne obłoki złotą poświatą. Zwiastował czysty lecz krótki wschód słońca. I tak się stało.
Wiatr nie ustępował. Pchał mrowie fal pod prąd Wisły. Świeciły tumultem iskier między pniami i konarami drzew, które zaległy na mieliznach, gdy fotografowałem krajobraz pod oślepiające słońce.
Nie mogąc już dłużej znieść jego blasku i drżących iskier poganianych wiatrem, odwróciłem się ku krajobrazowi łęgu i rozlewisk ograniczających świderską plażę. Wtedy zobaczyłem parę drapieżnych ptaków. Nie zdołałem ich sfotografować. Wiatr uderzył silnym podmuchem. Ledwo ustałem. Myślałem zrazu:
- Bieliki!
Zabrakło jednak żółtych szponów i dziobów. Odprowadzałem je spojrzeniem, póki nie przeleciały nad drugi brzeg, walcząc z porywami.
Oddaliwszy się od wody, ujrzałem tumany piasku unoszącego się nad podniesioną plażą. Przypomniałem sobie widok strumieni piasku płynących nad zboczami wydm w Słowińskim Parku Narodowym, które penetrowaliśmy od strony Czołpina. Wrażenie nieodparte… Uciekałem w łęg, bo tuman wciskał się w oczy, nos i usta…
Pożegnałem łęg, fotografując drzewa na tle słońca, które rozjarzyło subtelne obłoki rozmazane na niebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz