Cypel zwieńczony pochyloną osiką, pod korzeniami której jeszcze rok temu fotografowałem bobry, został zmyty.
Mój ulubiony kąt pod łęgowym zagajnikiem z wysepką sitowia przestał istnieć. Niepozorny nurt wysuszonej rzeki wyrwał kilka hektarów wiślanego piasku i przeniósł go na mielizny. Mogłem podreptać pod brzeg Józefowa. Od jego linii dzieliło mnie ledwo sto metrów.
Stanąłem na usypisku piachu zwieńczonym kępami sponiewieranej łozy. Fotografowałem brzask nad wodą. Niebo zasłaniały welony cienkich chmur. Świt przybrał gamę pastelowych kolorów. Usłyszałem przenikliwe popiskiwanie:
- Zimorodek!
Powoli, trzymając się z dala od brzegu, zszedłem nad wodę za osłoną sterty piachu. Ptak siedział na korzeniu wypłukanej wierzby. Kiwał główką i synchronicznie ogonkiem. Jakby w ataku czkawki.
Jeszcze nigdy nie byłem tak blisko płochliwego zimorodka. Czyżby to zasługa świtu, który przytłumia zmysły i strach przed obcymi?
Nie udało mi się nagrać jego kwilenia. Południowy wiatr napełniał mikrofon aparatu uporczywym szumem.
Spojrzawszy w obiektyw, uznał w końcu, że pora zmienić miejsce. Odprowadzałem go wzrokiem, póki nie zniknął za wybrzuszeniem klifu.
Zwróciłem się ku mieliznom. Ominąłem skrajem wyniesienia muliste rozlewisko. Zszedłem na mokry i grząski piasek. Ślizgając się po czarnym osadzie przykrytym warstewką piasku, dotarłem do wody. Przede mną rozpościerała się rozległa mielizna.
Od strony dalekich Siekierek nadleciała czapla. Chwytałem ją obiektywem, próbując uwiecznić lądowanie. Rozpostarła skrzydła. Wysunęła patyki kończyn. Osiadła na płyciźnie. Zastygła w pozie czuwania.
Ni stąd ni zowąd pojawiło się stado mew. Krążyły nad czaplą. Próbowały ją przepłoszyć. Ta jednak ignorowała obecność rozkrzyczanych konkurentek. Tylko czasem otwierała dziób, wydając chrapliwe krakanie.
Krajobraz spowijała pastelowa szarość. Dalekie perspektywy spowijała nieokreślona mgiełka. Obrazy nie były wyostrzone. Zdawały się tonąć w jakiejś niewypowiedzianej nostalgii. Jesień już barwiła topole nad wodą. Brnąłem wzdłuż wody ku słońcu, które powoli wyłaniało się spomiędzy drzew przeciwległego brzegu.
Tu widać bolenia pod warstewką wody |
Tuż przede mną bolenie polowały na rybki, burząc powierzchnię płynącej wody. Wzniecały rozbryzgi. Wyskakiwały nad wodę, próbując uderzeniem ogona ogłuszyć ofiary. Próbowałem złapać w kadr nagłe wyskoki i ataki pełne impetu. Bolenie były jednak nieobliczalne. Zmieniały miejsce z szybkością błyskawicy. Niesamowite wrażenia... Wschodzące słońce. Głodny drapieżnik na płyciźnie. Wysypująca się czereda rybiego drobiazgu, srebrząca nurt na płyciźnie… Na kilkaset zdjęć tylko raz udało mi się uchwycić wrzecionowaty kształt bolenia tuż pod powierzchnią wody… Sceny przypominały polowanie orek lub rekinów na foki…
Napływające z zachodu chmury zaczęły gasić wschodzące słońce. Zdołałem jeszcze uwiecznić sznur kormoranów pod jego tarczą. Wracałem przez zakątek zimorodka. Kolibra północy już nie zobaczyłem. Stanąłem znowu na usypisku z podmytymi kępami łozy. Ogarnąłem krajobraz. Widowisko kończyło się prozaicznym gaszeniem scenicznych świateł. Bez aplauzu publiczności…
Trzeciego stycznia 2021 roku również zakątek zimorodka został spłukany przez Wisłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz