|
O takim słońcu mogłem tylko pomarzyć |
|
O takim niestety też |
W poszukiwaniu słońca zawędrowałem do Gassów.
Zostawiłem samochód nieopodal wjazdu na przeprawę promową, jeszcze nie
uruchomioną, i poszedłem w kierunku Dębówki grzbietem przeciwpowodziowego wału
wzdłuż Wisły, która płynie tutaj obszernym łukiem od północnych granic
rezerwatu Łachy Brzeskie do południowych rezerwatu Wyspy Świderskie.
|
A było tak |
|
i tak... |
|
i jakoś tak |
Łuk rzeki, aczkolwiek nie objęty ochroną
rezerwatową, też skrywa magiczne miejsca. Typowe dla krajobrazu Urzecza. O
brzasku i świcie przemawiające do wyobraźni. Ścieżka wiedzie najpierw obok wiejskich
zabudowań z jednej strony wału przeciwpowodziowego i nad samym nurtem Wisły z
drugiej, przesłoniętym jedynie wąskim pasem wierzbowego i krzaczastego łęgu.
|
Łowisko |
Podczas przyboru nurt szumi na ostrogach. Kiedy woda opada z ostróg można łapać
ryby. Potem rzeka oddala się od wału, robiąc miejsce nawłoci, wierzbom, klonom
jesionolistnym, topolom, w końcu okresowemu strumieniowi odprowadzającemu wodę
z pól pod Piaskami.
|
A potem się zaczęło... |
Dzisiaj światło nie dopisało. Niebo przykryły pasma
półprzejrzystych chmur. Błękitna godzina długo nie chciała ustąpić, utrudniając
fotografowanie przelotów ptactwa. A działo się naprawdę. W kierunku Wysp
Świderskich, generalnie na północ, ciągnęły klucze dzikich gęsi i kormoranów.
Były ich setki. Gdy pierwsze znikały za drzewami Gassów, znad Łach Brzeskich
nadlatywały kolejne klucze. Ptaki wędrowały wzdłuż obu brzegów, kreując patetyczne
widowisko na scenie zamrożonej wiosny. Krzyk gęsi wypełniał krajobraz. Ożywiał
zmysły. Budził z letargu, chociaż do wzejścia słońca wciąż było daleko.
|
i trwało, wciąż trwało |
Gdybyż tutaj była wyniosła skarpa jak nad Narwią w
Łomży, z której dwadzieścia lat wcześniej oglądałem niekończące się klucze
ptactwa zmierzającego na wiosenne lęgi. Sunęły tuż nad wodą, wypełniały dolinę
nieustannym krzykiem i szumem tysięcy skrzydeł. Dzisiaj doznawałem podobnych
wrażeń…
|
Urzecze w maskujących barwach |
|
Miało wzejść słońce |
|
Tajemniczy ogród z prawej |
Zmierzałem do łęgowego zagajnika nieopodal
gospodarstwa rolnego. Wypatrywałem zwierząt w mierzwie krzaczastych zarośli
wypełniających przestrzeń między wałem a odległymi domostwami w Piaskach. Było
pusto. Resztki zmrożonego śniegu zalegały w zagłębieniach nierównego terenu, tworząc
mozaikę militarnych barw ochronnych. Żadnych saren, dzików, lisów, które tutaj
często żerują.
|
Mój szczególny zakątek... |
|
czasem wygląda i tak |
|
To samo miejsce kilka godzin później |
Poranna migracja ptaków dobiegała końca. Od strony
rezerwatu łęgowego w Oborach i przylegających doń rozległych podmokłych łąk
zaczął dochodzić klangor budzących się żurawi. Byłem podekscytowany…
|
Grobla |
|
w innych okolicznościach świtu wygląda tak |
Stanąłem nad stawem graniczącym z nurtem Wisły. W
zamrożonej powierzchni odbijały się rosnące na grobli drzewa. W ich prześwicie
dostrzegłem łabędzie. Nocowały pod drugim brzegiem w towarzystwie
wszędobylskich mew.
Zszedłszy nad wodę fotografowałem ich odlot. Zostały
spłoszone? Zatoczyły krąg nad wodą i przeleciały przede mną w chwili, w której
próbowałem zająć dogodną pozycję do zdjęć. Strome podejście i kłody sprawiły,
że musiałem fotografować uciekający kadr na kolanach. Po kilku przekleństwach
zaśmiałem się w duchu. Złośliwość rzeczy martwych i zmrożonego otoczenia nie
mogła zepsuć humoru.
|
Nawet w pechowej sytuacji warto fotografować |
|
W gościnie u bobrów |
Wszystko przez bobry. Dobrały się do topól,
rzeźbiąc w drewnie i ogryzając łyko z konarów i pni powalonych drzew. Wykopały
w grobli ześlizgi do rzeki.
|
Patrząc przez okno apartamentu bobrów |
|
Wszędzie łabędzie |
|
Łabędzie i dzikie gęsi nad Wisłą |
Przekroczywszy przez wątły strumień odprowadzający
wodę ze stawu, stanąłem w bobrowym kącie, skąd rozciągała się panorama zatoki
odgrodzonej od nurtu kamienną opaską. Wiatr jeszcze się nie wzmógł, dając
szansę na ciekawsze ujęcia. Samych bobrów, których tutaj zatrzęsienie, niestety
również nie zobaczyłem. Spały.
|
Bar "mleczny" |
|
Snack bar |
Idąc nad zatoką, próbowałem zachować ciszę. Stąpałem
po zmarzniętym gruncie. Unikałem śniegu, który trzeszczał pod butami. W
rozśpiewanej ciszy skrzypienie jawiło się dysonansem. Z trudem utrzymywałem
równowagę na grudach i nierównościach zamrożonych kolein rozjeżdżonej drogi.
|
Słońce w subtelnym "halo" |
Szukając dogodnych miejsc, właziłem w gęstwę
nawłoci. Łodygi pękały z trzaskiem. Mróz sprawił, że przynajmniej nie musiałem
obawiać się kleszczy. Brakowało jednego – klasycznego wschodu słońca. Chmury
nie ustępowały, pozbawiając słoneczną tarczę konturów, ale za to wzniecając subtelne
halo wokół niej.
|
Starałem się zachować ciszę |
Spod brzegu wystartowały dzikie kaczki. Bez krzyku.
Dynamiczny obraz pozbawiony dźwiękowego podkładu zdziwił.
Nieco dalej nurt przelewał się przez opaskę, szumiąc
i zagłuszając śpiew ptaków, pokrzykiwania bażantów, kwilenie czarnych
dzięciołów ukrytych w łęgu. W oddali otwierał się widok dwóch
charakterystycznych kęp drzew rosnących nad porzuconą przeprawą z Dębówki do
Kępy Brzeskiej.
To jeden z punktów orientacyjnych wyznaczających północny
kraniec rezerwatu Łach Brzeskich. Mój ulubiony wątek fotograficzny. Wierzby,
topole i klony rosną naprzeciwko zatoki śmiałego bolenia.
|
Ostatnie spojrzenie na zatokę |
|
Sypialnia dzików |
Nie doczekawszy wschodu słońca, wracałem do Gassów
grzbietem wału przeciwpowodziowego. Patrzyłem na puste pola po lewej i na szary
łęg między wałem a rzeką wypełniony uschniętą mierzwą podszytu…
|
Takie Urzecze |
|
Taka gmina |
|
Taka Wisła |
Powrót nużył. Zawsze
tak jest. Póki idę za słońcem, póki nastrój złotej godziny trwa, nie liczę się
ze zmęczeniem. Potem dziwię się, że drugie tyle muszę wracać, a to, co
najpiękniejsze, właśnie się skończyło.
|
Dzięcioł duży |
|
on(a) sam(a) |
|
Chórek |
Pocieszeniem niezawodne ptaki w świetle dnia.
Pozujące bez strachu i dające szansę automatyce aparatu – wciąż nie mam
cierpliwości do ręcznego ustawiania parametrów obrazu.
|
Scena rodzajowa w kilku odsłonach poniżej |
|
Tracz odleciał |
|
Czapla siwa |
|
Gracja |
Pocieszeniem ptaki płochliwe startujące spod brzegu
i dające się chwytać w locie na tle, w którym się dzieje. Nie lubię czatować,
nęcić, czekać nie wiadomo na co.
|
Zamyślenie nie tylko przymiotem ludzi |
Medytuję spacerując. Spaceruję medytując. I cieszę
się za każdym razem, gdy kolejny spacer pozwala gromadzić fotograficzne
diamenty – wrażenia chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz