Początek lata na wiślanych Wyspach Świderskich
Tutaj wszystko zarasta |
Początek lata nad Wisłą okazał się pobudzający. Ledwo
wyszedłem z samochodu, usłyszałem nieprawdopodobny koncert. Ptaki śpiewały tak, jakby żyły w środku sezonu lęgowego.
Ożywienie, ruch w listowiu, między gałęziami i konarami drzew łęgu, tokowanie
bażantów na sąsiednich łąkach i polach, kwilenie rybitw i mew od rzeki,
pokrzykiwanie dzięciołów, kukania… Schodziłem ścieżką z wału
przeciwpowodziowego. Zanurzyłem się w gąszcz podszytu. Z drzew
kapały grube krople. Po nocnym deszczu. Ubranie zamokło...
Nad rzeką, kiedy wyjrzałem z łęgu, snuła się mgiełka. Nie przesłaniała krajobrazu. Przejrzyste powietrze pozwalało zajrzeć w najdalsze zakamarki rzeki.
Świt i duszki HDR |
Nad rzeką, kiedy wyjrzałem z łęgu, snuła się mgiełka. Nie przesłaniała krajobrazu. Przejrzyste powietrze pozwalało zajrzeć w najdalsze zakamarki rzeki.
Brodziec |
Zatoka w Ciszycy wyschła. Pod skarpą, gdzie zwykle była
rozlana woda, snuł się leniwy strumyk. Odsłonięte dno skolonizowały pędy wierzby i łozy, kępy bielunia, trawa, kwitnące zioła.
Nieopodal kilku pali wbitych w dno, dzisiaj całkiem obnażonych, pływał bóbr.
Przeszukiwał płytką wodę. Myślałem, że będzie pozował. Zawrócił jednak pod
krzaki i zniknął z oczu.
Ciekawość |
Skupiłem się więc na brodźcu, który z przenikliwym piskiem
nadleciał z północy i wylądował na piasku po drugiej stronie płycizny.
Penetrował skraj wody pod kępą mozgi trzcinowatej. Coś go zafrapowało, bo
pozwalał się fotografować dłuższą chwilę.
Rajski ogródek |
Zszedłszy ze stromego brzegu, przekroczywszy niewielki
strumień, niepozorną pozostałość rozlewiska zachwycającego kilka tygodni wcześniej,
wszedłem na mokrą mieliznę. Poszedłem w stronę odległego nurtu. Brzeg
powiększonej plaży skrywał zatoczki. Nadkładałem drogi, śpiesząc na spotkanie
ze słońcem.
Śniadanie bobra |
Piasek ustępował pod butami, krępował ruchy. Świeża trawa moczyła
spodnie i buty. Każdy krok zdawał się mozolny. Kiedy stanąłem na kolejnej
skarpie z wiślanego piachu, ujrzałem w wąskiej zatoce ciemny nieruchomy kontur.
Jestem coraz bliżej |
Myślałem:
- Kłoda.
Coś jednak kazało mi zachować ostrożność. Podchodząc,
poczułem mrowienie:
- Bóbr.
Siedział w wodzie przy samym brzegu i obrabiał pędy łozy,
których naręcze przywlókł z pobliskiej kępy. Fotografowałem, podchodząc do niego krok za
krokiem. W pewnej chwili zacząłem filmować. Ogryzał świeże łyko. Bez pośpiechu. Śpiew ptaków zagłuszał szelest
rozdeptywanego piasku. Liczyłem na jego słaby wzrok. Przeliczyłem się.
Zanurkował |
Ciut za
późno sfotografowałem chlapnięcie ogonem. Zanurkował. Czekałem cierpliwie aż
się wynurzy. Próbowałem przewidzieć, gdzie wypłynie. Dostrzegłem bańki
wypuszczanego powietrza na lustrzanej powierzchni wody. Wyznaczały kierunek. Niestety
odpływał.
I sobie odpłynął do przyjaciół |
Wynurzył się obok płycizny, na której przesiadywały mewy i rybitwy.
Ptaki nic sobie nie robiły z obecności intruza.
Wygląda |
Śpieszyłem się nad główny nurt. W pewnej chwili musiałem
przejść przez kępy wybujałej wikliny i klonów jesionolistnych, które przetrwały
wiosenne wezbranie. Wszędzie kwitła dziewanna, przytulia północna, rosła nawłoć,
pleniły się nieznane mi zioła, wodolubne szczawie… Wszystko niewiarygodnie
rozbuchane…
Czyż nie zachwyca? |
Pomyślałem, że owo porównywanie Wisły z podzwrotnikowymi rzekami i
nazywanie jej polską Amazonką to nie przypadek. Czerwcowy łęg wybucha zielenią.
Mgła się podnosi |
Słońce nie wchodziło spektakularnie. Czyste niebo,
kryształowe powietrze, bezruch i lada jakie mgiełki nie budowały nastroju.
Szukałem miejsc, skąd mógłbym fotografować wschód z efektami specjalnymi.
Stanąłem nad przewężeniem nurtu. Stąd nieomal rzut kamieniem do drugiego
brzegu. Miałem wrażenie, że mógłbym przejść pieszo. Słońce wynurzało się
spomiędzy drzew z pewną nieśmiałością. Myślałem:
- Spektaklu nie będzie.
A jednak zagrało. Mgła zgęstniała. Przemoczony krajobraz zaczął odbijać promienie. Zieleń przykrył srebrzysty welon, gdy patrzyłem za swoim cieniem. Nastała złota godzina.
Mewa czuwająca |
Deptałem mokry piasek, na którego powierzchni nocny deszcz zostawił chropowatą fakturę. I warstwę śliskiego mułu. Przyklejał się do podeszwy butów… Szukałem miejsc, gdzie z wody wystawały martwe drzewa na poły zasypane wędrującym piachem. W smugach ostrego światła wyglądały egzotycznie.
Wisła co roku zmienia swoje oblicze. Każde wezbranie rzeźbi
dno, przemieszcza mielizny, wypłukuje zagłębienia, wznosi nowe kępy, podmywa
brzegi. Każda susza pokazuje nowe kształty rzecznego koryta. Obserwowanie żywej rzeki
na przestrzeni kilkunastu lat sprawia, że coraz bardziej rozumiem sens słów:
- Panta rhei.
Słońce, wyskoczywszy nad linię drzew, oślepiało. Wracałem do
wnętrza wyspy i nad zatokę bobra. Światło dnia sprzyjało fotografowaniu ptaków.
Najpierw pojawiły się łabędzie. Nadleciały znad Ciszycy. Przecinały rzekę na skos, kierując się w stronę Józefowa. Pięknie pozowały na tle gładkiego nieba.
Potem trafiła się pliszka. Szukała jedzenia pod kłodą i kępką ziół. Przykuwała uwagę.
Łabędzie nieme w przelocie nad Wisłą |
Najpierw pojawiły się łabędzie. Nadleciały znad Ciszycy. Przecinały rzekę na skos, kierując się w stronę Józefowa. Pięknie pozowały na tle gładkiego nieba.
Pliszka podlotek - ta, co podlatuje |
Dziobnę nie dziobnę, spróbować warto |
Potem trafiła się pliszka. Szukała jedzenia pod kłodą i kępką ziół. Przykuwała uwagę.
Nieco dalej fotografowałem wystające z wody konary. Nad
którymi krążyły jaskółki. Oddawały się jakiejś beztroskiej zabawie. Ścigały
siebie nawzajem, zataczały migotliwe kręgi. Zbyt szybkie, bym mógł panoramować.
Ustawiłem obiektyw w jedno miejsce i patrząc przed siebie, zwalniałem migawkę,
gdy ptaszki były tuż obok wysuszonych przez słońce i wodę gałęzi. Działo się…
Nowe oblicze mojej ulubionej wyspy |
Wierzby natychmiast korzystają z okazji... |
Dziewanny oraz inne kwiatki |
Gdy woda ustępuje |
Wracając do łęgu nad wyschniętą odnogą Wisły, fotografowałem odległe kominy Siekierek, czaple, których pełno nad wykrotami zaścielającymi lewy brzeg. Chciałem powtórzyć zdjęcia bobrów, lecz te już się pochowały. Zostawiły po sobie świeże smugi po gałęziach wikliny wleczonych do wody czy po ogonie, który maskował ślady łap z długimi pazurami i palców spiętych błoną.
Pliszka |
Pliszka i nie jej puszka po piwie - "dbamy" o nasze środowisko wyjątkowo niestarannie. |
Pod brzegiem znowu spotkałem pliszkę i brodźca. Nie omieszkałem urządzić sobie krótkiej fotosesji. W mocnym świetle słońca krajobraz Wisły zdał się wyjątkowy. Nieruchoma woda odbijała obrazy brzegu i łęgu bez żadnych zniekształceń. Widok hipnotyzował…
Tylko te śmieci pozostawione w REZERWACIE. Opadająca woda
odsłania kolejne ich zwały. Stały się obrzydliwą „ozdobą” tych niezwykłych
miejsc. Chwilami czułem się nieomal tak,
jakbym spacerował po wysypisku w Radiowie na granicy Puszczy Kampinoskiej…
Zastanawiałem się, co powoduje ludźmi przychodzącymi tutaj z torbami pełnymi
flaszek, butelek, żarcia, którzy nie mają potem siły wynieść pustych opakowań.
Jakim poczuciem estetyki się odznaczają, że tolerują wokół siebie taki
śmietnik?… Do którego prędzej czy później wrócą. By znowu zostawić brud, smród i
swoje mentalne ubóstwo… W miejscu, które powinno być świątynią Przyrody… Nawet najprymitywniejsze zwierzęta nie kalają gniazda, w którym się wychowały i dorosły...
Józefów powiadasz ... a ja w sąsiedzkim Michalinie spędziłem wiele młodzieńczych wakacji :)
OdpowiedzUsuńWszędzie Ciebie pełno, Krzysztofie.
Usuń