Połowa
października to ta pora jesieni, podczas której już nie muszę przerywać snu w
połowie nocy, by zdążyć na wschód słońca nad Wisłą po siódmej. Jeżdżąc nawet
pod Górę Kalwarię, mam jeszcze z pół godziny do wzejścia słonecznej tarczy nad
linię drzew przeciwległego brzegu rzeki. Spektakl przedłuża się, jeśli po
niebie płyną chmury, przesłaniając od czasu do czasu słoneczną tarczę, albo gdy
nad wodą snują się mgły, nasycając krajobraz tajemniczością.
Dzisiaj
jednak niebo było bezchmurne. Od wschodu wiało. Chwilami wodę marszczyły silne
uderzenia wiatru, a kiedy napierały na mnie, przytrzymywałem czapkę, chociaż
naciągnąłem ją na uszy. Było zimno i nieprzyjemnie.
Wyszedłszy na zjazd ku
promowi w Gassach, który pływał bez przerwy, przewożąc samochody z Józefowa na
konstancińską stronę Wisły, fotografowałem ławicę ryb pluskającą na całej
powierzchni zatoki utworzonej ostrogą podjazdu i zawiniętym brzegiem łęgu
obstawionym przez kilku wędkarzy.
Ryby
wyskakiwały nad drobną falę wzniecaną uderzeniami nieobliczalnego wiatru i
siały srebrzyste błyski światła odbitego od brzasku i tarczy zachodzącego
księżyca w pełni. Zrobiło się magicznie i niecodziennie. Aparat pracował w
trybie bracketingu a po chwili, nie
wiedzieć czemu, zaczął fotografować pojedynczymi klatkami.
Przepuściwszy
kilka wyładunków promu, który natychmiast odpływał do podjazdu w Józefowie,
sfotografowawszy stado mew nad szeroko rozlaną rzeką w kierunku południowym,
poszedłem ścieżką przez łęg, by zdążyć na nadchodzący wschód słońca.
Buty
grzęzły w piaszczystej drodze wyjeżdżonej przez quady. Próbowałem iść suchą
trawą, ale była przerośnięta łodygami dzikich jeżyn i sprężystych bylin.
Oplątywała nogi, grożąc upadkiem. Zarośla skrywały ślady bobrów. Stare tropy
saren i dzików rozmyły się po ostatnim deszczu. Woda w Wiśle jednak nie była
wysoka. Kałuże zniknęły, pozostawiając po sobie błotnistą warstwę mułu. Nieco
dalej droga zniknęła w mierzwie zarośli i połamanych gałęzi.
Podszedłem
na skraj urwiska po wyjściu na polanę. Fotografowałem wschodzące słońce w
miejscu, gdzie Wisła po ostatnich wezbraniach rozszerzyła przerwę dzielącą kępę
bobrów. Jej północna część została poważnie zdewastowana. W miejscu zarośniętym
niegdyś ścianą łozy pojawiła się stroma podmyta skarpa. Zwierząt nie było w
odnodze. Wiatr przeganiał znad wody wszelkie życie. Prześwitujące pomiędzy
gałęziami drzew słońce nie przynosiło ulgi. Musiałem się zapierać pod
uderzeniami szkwałów przemierzających Wisłę w poprzek.
Jesień nad Wisłą |
Idąc
w kierunku Ciszycy, penetrowałem skraj brzegu. Dawne ścieżki zniknęły.
Osuwający się pod wpływem nurtu piach podkopywał darń, która płatami opadała ku
wodzie. Nie pomagały korzenie drzew przeplatających grunt pod trawą. Wszędzie
widziałem topole i osiki poranione siekaczami bobrów.
Piraci Wisły |
Od
strony Siekierek nadleciało stado kormoranów. Ptaki zepchnięte przez wiatr
przelatywały tuż obok. Były podświetlone przez słońce. Pomyślałem, że jeśli
wytropią ryby pluskające w zatoczce przy przeprawie promowej, będzie polowanie.
Chyba że przestraszą się promu i przejeżdżających samochodów.
Zarośla
brzegów pokryły się patyną jesiennych kolorów. Słońce rozjaśniało krajobraz
zimnym światłem. Szedłem brzegiem aż do powalonej topoli, której wykrot
wystawał z wąskiego grzbietu odsypiska między głównym nurtem a obniżonym
korytem bocznej odnogi, skrywającej w trawie resztki kałuż. Tym razem nie
podszedłem bliżej. Podmyty grunt ustępował pod stopami. Mogłem zlecieć do rzeki
albo w błoto po drugiej stronie.
Nadlatują... |
bo lubią takie klimaty |
Wracając
fotografowałem kolejne stado kormoranów zmierzające ku Brzeskim Łachom. Kolejny
podmuch wiatru zepchnął je znad wody. Przeleciały nad łęgiem. Nie wiedzieć
czemu nie próbowały korzystać z osłony łęgu na prawym brzegu Wisły.
Uporządkowawszy szyk odleciały w kierunku przeprawy promowej w Gassach.
Zmarznięty
wracałem przez łęg do wału przeciwpowodziowego. Pod drzewami nie czułem uderzeń
wiatru. Nie słyszałem jednak ptaków. Ucichły. Skryły się w zaroślach. Zwierząt
też nie spotkałem. Pozostał jedynie październikowy, przewiany na skroś
mazowiecki krajobraz rzecznej doliny.
Czarna topola |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz