Wyspy Świderskie z brzegów
Ciszycy
Samotny foto-łowca |
Pośpiech
upokarza. Nie wiem, kto to odkrył. Wiem, kto to wygłosił publicznie: - Beata
Tyszkiewicz. Od lat doceniam wagę tego spostrzeżenia.
Wisła |
Wisły
nie da się oglądać w pośpiechu. Jeśli już muszę, to tylko dlatego, że
fotografowana chwila – bywa – przemija zbyt szybko i może się nie powtórzyć.
Zdążę, mam satysfakcję. Nie zdążę, cóż. Nie wszystko da się uchwycić w lot.
Życie.
Wiślany klon |
Grunt,
że się dzieje, że jestem o świcie, że oddycham wiślanym powietrzem, że słucham
listopadowego śpiewu rzeki i jej brzegów, że chłonę doznania, przeżywam innego
rodzaju emocje, że zamyślam się… i że dobrze mi z tym.
"Nudny" łęg |
Dzisiaj
nie było przymrozku. Wiejący od kilku dni południowy wiatr na chwilę ucichł,
oddając łęg ciszy przerywanej kwileniem budzących się ptaków i chrapliwym
krakaniem czapli tkwiących w zaroślach rozległej mielizny. Przygotowawszy
aparat zszedłem ścieżką pomiędzy drzewa łęgu i dotarłem nad wodę klinowatej zatoki,
która powoli rozszerzała się na północ, odpychając coraz bardziej rozległą
plażę Wysp Świderskich od skarpy, na której stałem.
Zatoka starorzecza |
Przede
mną brodził po płyciznach foto-łowca rzecznych ptaków, dźwigając aparat z
teleobiektywem na trójnożnym statywie. Mężczyzna był zafrapowany każdą
napotkaną kałużą, których wiele zostało po ostatnich jesiennych wezbraniach
pomiędzy kępami wikliny i spłachetków wyschniętych rzecznych zarośli.
Samotny krzak |
Woda w
zatoce stała się przejrzysta. Widziałem wyraźnie pnie zatopionych drzew,
samotny krzaczek, który wyrósł na grzbiecie starej kłody. Nie dostrzegałem
jednak ryb ani bobrów, chociaż brzeg był w wielu miejscach rozdarty ześlizgami.
Ześlizg bobrów |
Bobry
tworzą zejścia ku wodzie, rozrywając darń na krawędzi brzegu i wygrzebując
korytarze w jasnym wiślanym piasku. W ten sposób ułatwiają sobie znoszenie
świeżych gałęzi ku rzece i wejściom do nor wygrzebanym w bezpiecznych
miejscach, zwykle pod korzeniami wyrośniętych drzew albo w bardziej zwartym
gruncie pod zaroślami wikliny.
Słońce wzeszło |
Towarzyszyłem
fotografowi jakiś czas, póki nie dotarł do północnego końca plaży. Rozdzielała
nas coraz głębsza zatoka o wyjątkowo przejrzystej toni. Przepłoszone ptactwo
odleciało bliżej ujścia Jeziorki i zaległo na płyciznach lub przesiadywało na
wykrotach drzew, które utknęły na mieliznach przysypane na poły rzecznym
piachem i mułem.
Świt
jaśniał powoli. Słońce oświetlało napływające od zachodu ławice chmur,
podnosiło łunę nad krajobrazem Wysp Świderskich. W końcu wynurzyło się spoza
linii zamglonych drzew drugiego brzegu na wysokości Gass i w sąsiedztwie komina
elektrociepłowni w Otwocku.
Zaczął
się listopadowy spektakl barwiący powierzchnię nurtu, odciętych od rzeki kałuż,
piaszczystych plaż, łanów wikliny, dywanów uschniętych chwastów i trawy.
Ścieżka
wiodła skrajem zarośniętego brzegu. Z trudem przedzierałem się między krawędzią
urywającej się darni, z której odpadały płaty i zsuwały się nieubłaganie do
wody, a sprężystymi łodygami wikliny, głogu, odrastających pędów klonu
jesionolistnego; przełaziłem nad bobrowymi ześlizgami wiodącymi do ogryzionych
w głębi łęgu topól i wierzb. Chwilami obawiałem się, że spadnę ze ścieżki,
stąpając po nadwątlonej darni obok pochylonych drzew.
Owa topola służyła niegdyś sejmikującym jaskółkom brzegówkom |
Zdjęcia
uświadamiają mi dzikość wiślanych brzegów. Czego człowiek nie zrobi dla kilku
ujęć, które akurat w tej chwili zdają się frapujące i nie do powtórzenia
później, gdy słońce wzejdzie wysoko.
Stara nawłoć |
Od
dłuższego czasu obserwowałem stadko nurogęsi. Pływały w zakolu brzegu, w
miejscu, gdzie wartki nurt Wisły uderzał w uciszoną wodę zatoki, opływał
mielizny i kłody tkwiące na płyciznach. Za traczami dostrzegłem czaple,
kormorany, krzyżówki, mewy...
Ptasie SPA |
Wzdłuż
rzeki wędrowały stada drobnych ptaków. Gdyby nie pora roku, pomyślałbym, że to
szpaki. Być może jednak one. Wielka rzeka ułatwia przetrwanie zimy, zwłaszcza podczas
ostatnich kilku lat. Wszędzie przelatywały siwe wrony i kruki. Za plecami zaś
krzyczały dzięcioły, uwijając się w konarach czarnych i szarych topól,
białodrzewów, starych wierzb, klonów pozbawionych już na dobre listowia,
oplątanych pędami dzikiego chmielu i kolczurki klapowanej.
Drugie życie drzew |
Stopami
deptałem sprężyste pędy dzikich jeżyn. Stąpanie ścieżkami nawet przez zwiędłe
zarośla nie należy do przyjemności. Grozi upadkiem.
Tracze |
Płoszyłem
sójki, stadka szarych ptaków. Jedno z nich przeleciało przed obiektywem, gdy
wychylony spomiędzy pniaków młodych klonów fotografowałem słońce wschodzące nad
moją ulubioną świderską plażą.
Tracze |
W końcu
podszedłem po kryjomu nurogęsi, wśród których przeważały ubarwione jaskrawą
bielą samce. Dopiero po chwili poderwały się do ucieczki, kierując się na
południe. Wystartowały, pozostawiając po sobie serię rozbryzgów wody. Za nimi
podążyły czuwające czaple i kormorany suszące jeszcze przed chwilą skrzydła w coraz cieplejszych promieniach słońca.
Mój cypel |
Wisła |
Dotarłszy
do cypla, za którym nurt rzeki wznieca długą cofkę (użyteczną dla kajakarzy płynących
pod prąd – bywają tacy?), postanowiłem wrócić do samochodu pozostawionego w
Ciszycy. Nie dotarłem jednak od razu. Jedna ze ścieżek skusiła, by jeszcze raz
spojrzeć na zatoczkę i wyspę z rozległą plażą, gdzie żerują bieliki.
Widok z cypla bobrów i czapli |
Nie
zawiodłem się. Przepłoszone wcześniej czaple brodziły skrajem głównego nurtu
Wisły. Miałem nadzieję, że będą pozować dłużej. Ptaki mają jednak niezwykle
przenikliwy wzrok. Dostrzegą każdy zagrażający im szczegół otoczenia. Na nic
odległość, na nic wtapianie się w otoczenie z poszarzałych zarośli łęgu. I tak
mnie namierzą i odlecą razem z kormoranami, których czarne pióra odbijają
promienie słońca, wzniecając egzotyczny nastrój.
Czaple na skraju plaży |
Odlatują |
Kormoran |
Niegdyś
nie przepadałem za przygaszonym listopadowym krajobrazem Wisły. Od kilku jednak
lat doceniam wschody słońca, które wędruje nisko nad horyzontem, przedłużając
czas złotej godziny, i nastrój tworzony przez powietrze zamglone jesienną
wilgocią.
Listopadowa Wisła |
Wracałem któregoś razu z e Szwecji. Na promie o pomoc przy zmianie koła w samochodzie poprosiła mnie starsza Pani, Polka, która od ponad 40 lat mieszkałą w Szwecji. W trakcie miłej rozmowy opowiadała o nieżyjącym już mężu, niezwykle eleganckim mężczyźnie. Jej mąż, co cytowała z nieukrywaną przyjemnością, zwykł mawiać, że elegancki mężczyzna nigdy się nie spieszy. Byłem wtedy młody, wiecznie się spieszyłem ... bardzo wziąłem sobie do sercą tę uwagę. Ot takie przemyślenie do Twojego "otwarcia" tej historii. :)
OdpowiedzUsuńOtwarcie tekstu nieprzypadkowe. Od kilku tygodni jestem w takim pośpiechu, że dojrzałem do tego, by zwolnić. Fakt, czułem się upokorzony - musiałem odsunąć się od blogów.
UsuńPiotrze,
OdpowiedzUsuńPośpiech rzeczywiście jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł.
Przez ten pośpiech nie wchodziłem do Twojego bloga.
Dzisiaj się udało obejrzeć zamieszczone przez Ciebie ciekawe materiały.
Pozdrawiam
WłodeK