|
Sen Wisły |
Wiosną
od marca do snu najkrótszej nocy letniej budzę się mniej więcej w porze
astronomicznego świtu. Po nim następuje świt żeglarski, gdy już widać cokolwiek
w otoczeniu, a potem świt poprzedzający królewskie, acz codzienne, wzejście
słońca nad linię horyzontu.
|
Dla takiego osobnika świat łęgu wydaje się duży |
Przyczyną
mojej bezsenności jest narastający śpiew ptaków, który dobiega zza otwartego
okna. Każdy gatunek ma swój ulubiony moment, w którym budzi współplemieńców.
Często jednak pewne egzemplarze wojują całą noc. Na przykład kosy i słowiki,
podnoszące swoim śpiewem poziom endorfin, albo derkacze, których dokuczliwe, świdrujące
trex, trex, trex przypomina bardziej
wojenny okrzyk niż romantyczne pienia. Derkacze, kuzyni żurawi, nie śpiewają
więc, a „klangorzą”, tyle że na innych rejestrach niż dostojne żurawie. Jak
zwał, tak zwał: śpiew nie śpiew, okrzyk nie okrzyk, wrzask nie wrzask –
wszystko jedno - i tak to spać nie daje, zwłaszcza gdy przez okno widać gwiazdy
na niebie i sam księżyc (jeśli jest). Wtedy nie ma takiej siły, która utrzyma
mnie wiosną w łóżku. Muszę w plener.
|
Niedokończona dłubanka |
Z
Ursynowa najbliżej mi – jak zwykle – nad Wisłę. Krajobraz musi mieć w sobie
element wody. Woda daje obrazom rzeki o świcie i o wschodzie słońca magię. To
dla niej potrafię wracać w te same miejsca, ale jak to z rzeką bywa, nie takie
same.
|
Słońce chmurami malowane |
|
Janusowe oblicze słońca |
Chodząc
dzisiaj po Wyspach Świderskich (wczesny początek kwietnia) uzmysłowiłem sobie,
jak wielkie zmiany dokonały się w krajobrazie Wisły na przestrzeni ostatnich 10
lat.
|
Mgła o świcie |
W
2005 roku byłem w stanie fotografować takie niezwykłe obrazy jak ten we mgle
zrobiony ze skarpy nad tamą bobrów (dzisiaj nieosiągalny z powodu wikliny,
która zakrzaczyła piaszczystą mieliznę, rozszerzając wyspowy łęg),
|
Lewitujący komin |
czy ten
zrobiony z brzegu kominowi w Otwocku w towarzystwie słonecznej kuli (dzisiaj
też nieosiągalny przez potężne zarośla klonów jesionolistnych, porastających
skarpy bocznej odnogi, których nawet bobry nie potrafią przerzedzić).
|
Wiślany krajobraz wysp świderskich |
Jak
zwykle smakowałem bezwietrzny, pełny zadumy i spokoju krajobraz Wisły, chodząc
samotnie brzegiem świderskiej plaży za Ciszycą. Nie było spektakularnych
zdarzeń nad wodą.
|
Mewy na lowisku |
Ptaki zajęły się godami i lęgami. Rzadko przeleciał jakiś
spóźniony klucz kormoranów albo dzikich gęsi.
|
W przelocie |
Czasem zdarzyła się samotna para
łabędzi, trójka czapli szukających nie wiedzieć czego nad rzeką i
towarzyszącymi jej zaroślami.
|
Trójka obywatelska |
W
sąsiedztwie ujścia Świdra najbardziej oblegane są piaszczyste powierzchnie wysp
oblanych nurtem, który nie zanika nawet podczas największej suszy. Trudniej do
nich dojść z brzegu.
|
Czarny bocian w przelocie nad Wisłę |
|
Nosiciel smokingu |
Wracając
z wycieczki, zdołałem pierwszy raz od prawie dziesięciu lat sfotografować czarnego
bociana. Przelatywał nad łęgiem od strony Konstancina. Znając jego zamiłowanie
do lęgów w zaciszu leśnej głuszy, podejrzewam, iż musiał założyć gniazdo gdzieś
w Lasach Chojnowskich, gdzie zachowały się pomnikowe dęby, może w rezerwacie
Łyczyńskie Olszyny pod skarpą przylegającą do ogrodu domu pracy twórczej w Oborach obok
Konstancina-Jeziornej, albo w łęgach na lewym brzegu Wisły. W porze lęgów i
karmienia bociany odlatują od gniazd na kilkanaście kilometrów w poszukiwaniu
jedzenia, więc moje domysły nie są bezpodstawne.
|
Bocian czarny zajęty spaniem |
Tak prezentował się czarny bocian podczas drzemki na łasze w 2007 r. Jak ten czas leci!
|
Cień na chmurach po przelocie samolotu. |
Dawno też nie oglądałem cienia smugi kondensacyjnej po samolocie na chmurach wysokiego pułapu.
Jak więc spać wiosną, kiedy wszystko kusi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz