|
Błękitna godzina nad Wisłą |
Wyspy
Świderskie wabią bez względu na porę roku. Nawet w Ciszycy, gdzie zabudowania
wystają nad grzbiet wału przeciwpowodziowego, a łęg kurczy się do wąskiego
pasa, po zejściu o świcie nad samą wodę doznaje się uczucia samotności.
|
Słońce wschodzi nad wyspami |
Ścieżka
od lądowiska helikopterów wiedzie wzdłuż bocznej odnogi, która po wezbraniu
Wisły wypełnia się wodą i otwiera nowe mateczniki pełne ryb i narybku.
Korzystają z tego kaczki, tracze, mewy, rybitwy… drapieżne bolenie, owadożerne
jazie i jelce, hałaśliwie wyskakujące w ferworze polowania nad wodę i
wzniecające kręgi fal. Wyspy rezerwatu stają się trudno dostępne.
|
Chaos łęgu |
Łęg
jest siedliskiem chaosu. Drzewa i krzaki podszytu tworzą nieprzyjemny gąszcz.
Jeszcze miesiąc i zostaną oplątane dzikim chmielem, kolczurką, bluszczami, a
ścieżki zwierząt zginą w mierzwie pokrzyw, turzyc, dzikich jeżyn chwytających
za nogi, pędów świeżej wikliny, kalin, głogu…
|
Oczami bobra |
Nurt
za odnogą podmywa brzeg, z którego odpadają płaty podmytej darni oplątane
korzeniami sprężystych krzaków. Bobry też przyczyniają się do erozji brzegów,
kopiąc pod drzewami i darnią głębokie i długie nory, budując ześlizgi,
powalając topole, klony jesionolistne, wierzby, łozę… Wszędzie odciskają swoje
piętno w obrazie rzeki.
|
Perkusista |
Nad
Wisłę chodzę przede wszystkim wabiony misterium wiosennego świtu wypełnionego
śpiewem ptaków urządzających sobie życie w wśród konarów białodrzewów, osik,
topól szarych i rozchwierutanych brodawkowatych, między gałęziami groteskowych
wierzb, w gęstwie jeszcze wysuszonych łanów nawłoci, pokrzyw, szeleszczących
trzcin i liści mozgi trzcinowatej.
|
Strażniczka łęgu |
Temu nieustającemu, pełnemu przedziwnych
melodii i dźwięków naśladujących ludzkie instrumenty towarzyszą werble
dzięciołów opukujących wysuszone konary, pokrzykiwania kogutów-bażantów,
kwakanie spłoszonych kaczek, tajemnicze szelesty odlatujących czapli, harmider
unoszący się znad wysp zasiedlonych przez mewy i rybitwy…
|
Konary białodrzewów |
|
Gody |
Do
tego jeszcze zapach wody, tającej ziemi; kolory rozpoczynającego się dnia od
błękitnej godziny żeglarskiego świtu po wczesny poranek, gdy słońce przybrało
swoją codzienną jasność na rozpalonym niebie. Ów stan przejścia jest w moich
oczach najczarowniejszą częścią każdego pogodnego dnia, aczkolwiek nie zawsze
towarzyszą temu spektakularne zdarzenia.
|
Kacze gody |
|
Czyżby pary się zmówiły? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz