|
Pod Poniatoszczakiem |
Do tego spływu przymierzałem się już w zeszłym roku w
kwietniu. Wtedy odstręczyła pogoda: deszcz, burza i przejmujący wiatr z
północy. Tym razem było zdecydowanie lepiej. Zwodowałem kajak z pomostu
Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego na plaży Saskiej Kępy, nieomal w cieniu
mostu Łazienkowskiego. Upakowawszy bagaż w tylnej części kadłuba i zamknąwszy
schowek wodoodporną pokrywą, usadowiwszy się w ciasnym środku na kapoku,
zawiesiwszy aparat na szyi, odbiłem od desek i popłynąłem najpierw w kierunku
mariny w porcie czerniakowskim, by dostać się na środek rzeki, a potem zdałem
się na nurt. Fale wzniecone przez policyjną motorówkę zabujały kajakiem.
Poczułem swój żywioł. Opór odpychanej wiosłem wody sprawił mi przyjemność.
|
Most Świętokrzyski |
Prąd poniósł mnie w kierunku mostu Poniatowskiego.
Celowałem pod przęsło nad torem wodnym. Za kamiennym filarem zobaczyłem
motorówkę policji wodnej. Policjanci udzielali wywiadu. Stali na mieliźnie tuż
za mostem. Kiedy ich minąłem, byli zajęci pozowaniem do kamery. Po nakręceniu
krótkiej relacji popłynęli za mną. Zwolnili. Zapewne po to, by nie narazić mnie
na fale. Przyglądali się przez chwilę, jakby zamierzali mnie skontrolować. Dokumenty
miałem plecaku, który wcisnąłem do schowka na rufie. Żadnych szans, by po nie
sięgnąć na chybotliwym kajaku. Kapok zamiast na grzbiecie leżał na foteliku.
Dzięki temu siedziałem wyżej i wiosłowałem rękami opuszczonymi do bioder.
Nauczyłem się tego sto lat wcześniej podczas pierwszych wielokilometrowych
wypraw kajakowych… Policjanci dali za wygraną. Wyprzedziwszy mnie, przyspieszyli
i odpłynęli z hałasem, rozbryzgując fale, do portu praskiego za mostem
Świętokrzyskim.
|
Centrum Nauki Kopernik |
Minąłem Stadion Narodowy, którego konstrukcja wychylała się
znad drzew skrywających ścieżkę spacerową. Zająłem się robieniem zdjęć
nieoficjalnej dzielnicy Warszawy – warszawskiej Wisły.
|
Stare Miasto spod mostu Śląsko-Dąbrowskiego |
Spod kolejowego mostu Średnicowego fotografowałem elegancki most
Świętokrzyski, którego filar z rozpiętymi linami podtrzymującymi przęsło
odbijał się w wodzie. Potem uwieczniłem nowoczesną bryłę Centrum Nauki Kopernik
i zaraz za nim budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Płynąc do mostu
Śląsko-Dąbrowskiego (dawnego mostu Kierbedzia), fotografowałem Stare Miasto.
|
Śmieszka |
Towarzyszyły
mi dzikie kaczki, wrony, kawki, mewy i rybitwy, wzniecając zamieszanie na
plażach praskiego brzegu.
|
Gdy rzeka huśta |
Musiałem uważać. Rzeka zaskakiwała wirami i nieoczekiwanymi
falami, gdy chaotyczny nurt odbijał się od nierówności dna. Trzymałem się toru
wodnego. Płynąc przy brzegu, mogłem natknąć się na rumowiska przykryte wodą
albo na mielizny. Kajak wydawał się solidny, ale na przeszkodzie mógł utknąć
albo i się wywrócić. Nawet wodne zwierzęta i ptaki bywają narażone na kaprysy
prądu ujętego w karby wałów przeciwpowodziowych po praskiej stronie, kamiennych
bulwarów Powiśla; ściśniętego przez sponiewierane powodziowymi wezbraniami
opaski, wędrujące mielizny piachu, zalegający gruz z ruin starej Warszawy,
resztki metalowych konstrukcji…
|
Zamek Królewski |
Spod mostu Śląsko-Dąbrowskiego zacząłem fotografować Zamek
Królewski i Stare Miasto w jaskrawym świetle słońca. Sesja trwała krótko. Nurt
niósł szybko, nie dając czasu na wybór ujęć i kadrowanie. Mogłem dobić do plaży
La Playa, lecz w głowie miałem tylko jedno – dotrzeć najszybciej jak się da do rezerwatu
Łachy Kiełpińskie. Który fotografowałem wcześniej tylko z brzegu o świcie.
|
Most Gdański, za nim kolejowy przy Cytadeli |
Minąwszy Stare i Nowe Miasto, zbliżyłem się do mostu
Gdańskiego. Nurt rzeki był ciągle zaskakująco wzburzony, kapryśny, chociaż
nigdzie nie wiało. Czułem pod siedzeniem każdą falę i każde zawirowanie napierające
na kadłub kajaka. Musiałem godzić chęć fotografowania z utrzymaniem kierunku i
równowagi. Cieszyłem się jednak perspektywą dalekiej wycieczki. Czekało mnie
prawie czterdzieści kilometrów spływu z prądem Wisły pod prażącym słońcem.
|
Elekrociepłownia Żerań |
Za mostem Gdańskim i sąsiadującym z nim mostem kolejowym
przy Cytadeli otwiera się bardziej zadrzewiony odcinek Wisły. Murów carskiej
twierdzy praktycznie nie widać przez szpaler drzew na podniesionym
wybetonowanym brzegu. Drzewa po prawej ręce zasłaniają obiekty przemysłowe
Żerania. Jedynie elektrociepłownię widać w całej okazałości w perspektywie
rzecznej doliny. Najpierw ujawnia się w prześwicie między filarami i pod
dwupiętrowym przęsłem (dolną częścią poprowadzono torowisko tramwajowe, górną zaś
jezdnię dla samochodów). Potem za mostem dominuje w obrazie rzeki, przygniatając prawy brzeg bryłami przemysłowych obiektów, kominami, słupami sieci energetycznej.
|
Pod opieką policji rzecznej |
Przy podniesionym poziomie wody trzeba uważać na kipiel
wzniecaną przez zalane ostrogi. Woda przewala się nad głazami i kawałami
betonowego gruzu, ale większość nurtu ukryta pod wzburzoną powierzchnią odbija
ku środkowi. W tym miejscu Wisła sprawia wrażenie górskiej rzeki. Widok dziwi i
niepokoi.
|
Most Toruński na trasie Armii Krajowej |
Za ostrogą rzeka pozornie traci rezon, niosąc kajak w
kierunku mostu Toruńskiego. Niski stan wody – bywa – odsłania głazy narzutowe
zalegające dno na całej szerokości, i – niekiedy – porzucone przez Szwedów
elementy architektoniczne, które zrabowano z pałaców Warszawy okupowanej podczas
potopu szwedzkiego. Kilka lat wcześniej, w czasie skwarnego lata, które nieomal
wysuszyło rzekę, owe znaleziska budziły sensację. Dzisiaj widziałem tylko
zawirowania nad nimi.
|
Pod przęsłami mostu Toruńskiego |
Za Cytadelą i Centrum Olimpijskim Wisła wycisza się. Ze
zdumieniem odkryłem, że od startu spod mostu Łazienkowskiego nie upłynęła
jeszcze godzina, chociaż mało co wiosłowałem, sięgając często po aparat.
Pomyślałem więc, że w Modlinie będę szybciej, niż zakładali organizatorzy wycieczki.
Ci, z którymi wypłynąłem, zamarudzili gdzieś po drodze. Straciłem ich z oczu.
|
Pierwsze oznaki dzikości - rybitwy |
Za mostem Toruńskim perspektywę rzeki urozmaicają pierwsze
porastające niewielkie wysepki kępy wierzb, łozy, młodych topól i klonów jesionolistnych, przywleczonych
z Ameryki Północnej. Owe klony zaczynają
dominować w łęgowych lasach i na wiślanych wyspach. To gatunek inwazyjny. Rodzime
drzewa bronią się z niejakim trudem przed jego niepohamowaną plennością. Tylko
bobry potrafią je skutecznie trzebić, obalając całe zagajniki i udostępniając przestrzeń
innym zwierzętom.
|
Wieże kościoła pokamedulskiego nad Wisłostradą |
W sąsiedztwie ruchliwej Wisłostrady, tutaj przeprowadzonej estakadą
wzdłuż Lasku Bielańskiego i pod wieżami kamedulskiego kościoła obok Akademii
Teologii Katolickiej, spotykam nieoczekiwanie siwe czaple na piaszczystym
wzniesieniu rzecznej kępy; uwijające się mewy, rybitwy, krzyżówki; śmigające jaskółki
brzegówki… Po drugiej stronie mijam elektrociepłownię i wejście do rzecznego
portu na Kanale Żerańskim… Ot taki chaos, w którym obiekty przemysłowe, ruchliwa
trasa wylotowa z Warszawy i most Północny sąsiadują z nie poddającą się regulacji
rzeką, pełną dzikiego życia…
|
Jeszcze Wisła warszawska... |
|
i jeden z jej mieszkańców |
|
W przelocie na nowe łowisko |
|
Podziwiając rzekę |
Skończywszy z czaplą, próbowałem fotografować kormorany.
|
Pierwsze wyspy |
|
Kormoran na głazie narzutowym |
|
Kormoran spłoszony |
Te ptaki budzą ambiwalentne uczucia. Z jednej strony są
wytrawnymi drapieżnikami, skutecznie polującymi na wiślane ryby, z drugiej
wyglądają niezgrabnie, gdy przesiadują na omywanych wodą głazach, pniach albo
konarach drzew, które ugrzęzły na mieliznach. Z jednej strony spotykasz
królewskie spojrzenie bystrych oczu, szmaragdowozielonych u dojrzałych ptaków,
brązowych u młodzieży, z drugiej widzisz prozaiczne kacze łapy u spodu.
|
Kormorany w przelocie |
Kormorany należą do ptaków wędrownych, lecz skuszone
łatwością przeżycia zimy w Warszawie i okolicach coraz częściej rezygnują z
jesiennych odlotów. Wędrując, tworzą stada liczące po kilkaset osobników.
Wzlatując ponad Wisłę, potrafią zacienić krajobraz.
Arystokratyczny wygląd podkreślony smokingiem ciemnego upierzenia nie
konweniuje z nieprzyjemnym krakaniem i ze stadnymi zachowaniami, które jako
żywo kojarzą się z wyjściem kibiców Legii albo Polonii po przegranym meczu.
Szybko latają. Są bystre, inteligentne.
|
Stadne polowanie |
Potrafią wspólnie polować. Byłem
świadkiem takich zachowań w rezerwatach środkowego biegu Wisły.
|
Debata |
Po polowaniu zasiadają na konarach i rozpościerają
skrzydła ku słońcu, by je wysuszyć. Jeśli robią to stadnie, wówczas przywodzą
na myśl widok plaży pełnej ludzi, albo obraz posiedzeń polskiego parlamentu. Ustawione
w jednym rzędzie zdają się debatować.
|
Kormorany z poczuciem piękna |
Obecność kormoranów w krajobrazie
jest zapowiedzią nieoczekiwanych przeżyć, często refleksyjnych, czasem
ulotnych, ledwo uchwytnych w ułamku sekundy, wymagających od obserwatora
nieustającej czujności. Minimalnie
spóźnione naciśnięcie migawki odbiera zdjęciu ów subtelny nastrój, którego nie
da się już nadrobić. Jeśli jednak trafisz, wrażenie bywa zaskakujące. Jak wówczas
pewnego wrześniowego spaceru zamgloną wiślaną plażą w świetle wschodzącego
słońca, w krajobrazie gasnącym pod naporem nadbiegających z północy zimowych
chmur.
|
Pod przęsłami mostu Północnego |
Za ostatnim warszawskim mostem (Północnym oficjalnie
nazwanym mostem Marii Curie Skłodowskiej), który sfotografowałem kilka lat
wcześniej po zakończeniu montażu przęseł przyholowanych Wisłą z Gdańska, płynąłem
najpierw obok odnowionego wierzbowego łęgu, sztucznych ptasich wysp urządzonych
na zacumowanych barkach (to jedna z inicjatyw Warszawskiej Wisły, sprzyjająca
podtrzymaniu dzikiego życia w obrębie miejskiej zabudowy) i w sąsiedztwie Lasu Młocińskiego
objętego ochroną w formie użytku ekologicznego.
|
Sztuczne wyspy dla rzecznych ptaków |
|
Białodrzew nad kolonią jaskółek brzegówek |
|
Brzegóweczka przed norką z pisklętami |
|
W sąsiedztwie parku Brühla |
Nie widziałem jednak imponujących topól, kasztanowców, lip,
jesionów samego lasu i parku wokół Pałacu Brühla, pamiętającego wizyty rodzimych monarchów Augusta III Sasa i
Augusta Poniatowskiego. Brzegi okazały się zbyt wysokie. W ich
podmywanych kilkumetrowych skarpach brzegówki urządziły niewielką kolonię pod
osłoną mierzwy zarośli i krzaków, które chronią przed ciekawością wścibskich
ludzi.
|
Panorama Wisły |
Zmierzałem ku liniom energetycznym przerzuconym w poprzek
Wisły między Burakowem i Łomiankami a Tarchominem. Stalowe kratownice wysokich
słupów robiły wrażenie.
|
Dźwigając księżyc |
Nad jednym z ramion dostrzegłem sierp księżyca uciekającego
przed słońcem. Jeszcze kilka dni i księżyc przeszedłszy fazę nowiu zacznie tyć
do pełni…
|
Jeszcze nie jestem sam |
|
Początek rezerwatu Ławice Kiełpińskie |
Minąwszy zabudowania Burakowa, wpłynąłem w granice rezerwatu
Ławice Kiełpińskie. Ujrzałem w oddali pierwszą wyspę, rzeczną kępę, której
początek wieńczą uschnięte drzewa zniesione przez wezbraną wodę. To tutaj
fotografowałem z łomiankowskiej skarpy kormorany na tle domów osiedla w
Nowodworach, a wracając do samochodu słuchałem derkaczy na rozległych łąkach
między wodą a wałem przeciwpowodziowym chroniącym Łomianki.
|
Egzotycznie mi |
Trafiłem wreszcie do rezerwatowej części Wisły. Poczułem…
egzotykę. Spodziewałem się samych fajnych wrażeń pogłębionych wspomnieniami
obrazów rzeki fotografowanej o świcie. Wyniosła kępa rozdzielająca nurt na
równorzędne odnogi jest pierwszym wyraźnym akcentem krajobrazu Ławic
Kiełpińskich. Dalej było już tylko piękniej.
|
Gdy rzeka uwodzi pozornym bezruchem |
Z otoczenia zniknęły ślady
miejskiej architektury. Rozpanoszony między wałami przeciwpowodziowymi a rzeką
łęg topól, jesionów, głogu, wszędobylskich wierzb, klonów i podszytowej łozy
utkanej od spodu mozgą trzcinowatą i nawłocią, pochylający się nad wodą z
podmywanych brzegów chmurą majowego listowia, odciął mnie od świata. W dolinie
byłem tylko ja i Wisła. Zanurzałem się w ten właściwy, najbardziej pożądany
nastrój samotnej wędrówki kajakiem.
|
Ostatni dom |
Szeroko rozlana rzeka jakby zwolniła. Powierzchnia wody wygładziła
się. Płynący po niej topolowy puch zastygł. Odkładając wiosło, miałem złudzenie,
że świat zamierał w bezruchu, a kajak stawał w miejscu. Jak na jeziorze w chwilach
flauty. Wystarczyło jednak spojrzeć poza najbliższe otoczenie, by zobaczyć
przesuwające się w oddali drzewa i dachy domów za wałami. Wisła, aczkolwiek stonowana,
płynie jednak nieustępliwie.
|
Martwa natura |
Ledwo zbliżysz się do brzegu, spojrzysz na
zanurzone konary i wykroty drzew, zobaczysz wodę, która swarzy się, kipi, wiruje,
wznieca pianę…
|
Dziki na wyspie |
Zmierzając do centrum rezerwatu, szukałem miejsc, z których o
świcie fotografowałem krajobraz, bobry, łabędzie, przeprawiające się watahy
dzików, boczne odnogi pod ścianami gęsto rosnących drzew: pomnikowych topól
czarnych zwanych sokorami, podobnych do nich topól kanadyjskich, kruchych topól
szarych i urodziwych białodrzewów porastających skarpy brzegów i wysokie kępy.
|
Pod opieką starej wierzby |
|
Ławice Kiełpińskie o wschodzie słońca |
|
Sokora |
Nawet nie próbuję szukać różnic między tymi topolami. Wystarcza
mi wiedza, że czarna (nazywana też sokorą,
sokorzyną, jasiokorem), typowe drzewo wiślanego dzikiego łęgu, dożywa 150
lat, rosnąc do 30 metrów na zalewanych okresowo siedliskach rzecznych. Topola
kanadyjska to mieszaniec rodzimej topoli czarnej z amerykańską, szybciej i
trochę wyżej rosnący.
|
Tajemnicza odnoga Wisły |
Uśpiony – zdawałoby się – nurt przybierał na sile, gdym
podpływał do czoła mijanych wysp. Musiałem zawczasu wybierać odnogę. Spóźniona
reakcja pozbawiała szansy na zwiedzenie interesujących zakątków. Tak właśnie
utraciłem możliwość spływania wzdłuż parku wokół dawnej posiadłości
Poniatowskich w Jabłonnie, dzisiaj pałacu Polskiej Akademii Nauk – mojego
ulubionego miejsca nad zakolem Wisły, w którym rzeka zmienia kierunek z
północnego na zachodni. Prąd wody zepchnął mnie pod lewy brzeg, wcisnął w wąską
odnogę. Kajak szorował dnem po mieliźnie. Zamiast fotografować sięgnąłem po
wiosło, by nie osiąść na grząskim mule.
|
Kaczor cały on i "jego" śmieć w rezerwacie |
Zakątek okazał się kameralny. Za kępą rzeka rwała do
Modlina. Tutaj zaś panowała cisza. Kaczor siedział w kępie trawy w towarzystwie
porzuconej… plastikowej butelki… Długo wytrzymał. Odpłynął, gdy niesforny kajak
otarł się o pędy zalanej łozy…
|
Ścieżką brodu |
Wypłynąwszy z płytkiej odnogi, wpadłem na kolejną przeszkodę
– zalany próg usypany z kamieni. Wybrałem fragment, gdzie woda spływała obfitym
prądem. Tam przepłynąłem na rozlewisko, odkrywając ścieżki wydeptane przez
zwierzęta, które przechodziły z brzegu na kępę wypełnioną majowymi zaroślami…
To miejsce uwieczniłem wcześniej pobudzającym wyobraźnię zdjęciem w porze
brzasku.
|
Brzask nad Ławicami Kiełpińskimi |
|
Zapach rzeki |
Wokół unosił się niezwykły zapach rzeki – kwintesencja
zapachów wartkiej wody, ziół kwitnących w runie łęgu, kwiatów klonów i wierzb,
topolowych kotków i nasyconych lepką żywicą łusek… Ale jak opisać zapach? Nie
umiem. Mogę zaledwie wskazać zdarzenia, którym ten zapach nierozłącznie
towarzyszy – wędkowanie, spacer brzegiem, spływ kajakiem, tratwą, łodzią o
świcie albo o dojrzałej porze dnia spłukiwanego przelotnym deszczem… Kto tego
doświadczył, ten wie.
|
Gdy łęg śpiewa |
I muzyka łęgu. Nieustający wiosenny koncert. Sycący
powietrze kwantami i nutami dźwięków, z których ucho wyławia solowe popisy trzcinników,
kosów, słowików, czyżyków, sikor, pokrzewek, karmazynowych dziwonii, trznadli,
kapturek…
|
Gąsiorek |
Dobiega zewsząd: z łęgowego runa ożywionego słonecznym światłem; z
podszytu drzewek, krzaków kaliny, głogu, łozy, kęp jeszcze wysuszonej nawłoci;
w końcu z koron surrealistycznych topól, poskręcanych wierzb, pleniących się
klonów jesionolistnych i rzadszych zwyczajnych…
|
Solista |
Czasem ten koncert bywa rozbity
dysonansem – przenikliwym trex, trex, trex derkaczy dobiegającym z łąk,
monotonnym szyciem świerszczaków i strumieniówek, stawiającym na baczność
wszystko co żyje wrzaskiem sójek, pokrzykiwaniem dzięciołów znaczących głosem
swoje terytoria…
|
Wisła w złotej godzinie |
O świcie fotografuję pod słońce, próbując uchwycić nastrój
mgieł tańczących nad wodą, kolorów, cieni,
kontrastów wzniecanych przez smugi cienia i światła, rozpuszczonego tła
dalekich planów…
|
Architekt |
|
Śniadanie z bobrem |
Czyham też na
bobry władające rezerwatem niczym wytrawni architekci krajobrazu przestrzenią
środowiska; na dziki przełażące na wyspy przez boczne odnogi rzeki w poszukiwaniu bezpiecznej kryjówki…
|
Tęcza |
|
Malownicza wyspa |
W jaki sposób krajobraz rzeki odbierali oryle prowadzący
tratwy do Gdańska w okresie handlowej prosperity wiślanego szlaku? W Ławicach
Kiełpińskich dostrzegam wiele historycznych kontekstów. Bliskość Jabłonny i
byłego pałacu Poniatowskich w niezwykłym parkowym otoczeniu odciska nieomal
egzystencjalne piętno na rezerwacie.
|
Grill wodniaka |
|
Pusto |
|
Ławice Kiełpińskie |
Mijałem ogołocone z zarośli kępy. Domyślałem się, że
trzebież nadmiernie rozrośniętych drzewiastych zarośli służy mewom, rybitwom, brodźcom, sieweczkom… Bez odsłoniętego piasku i
odpornych na suszę niskich roślin nie byłyby w stanie znieść jajek i dochować
się młodych.
|
Miasteczko |
|
Uważne oko wypatrzy mieszkańców |
Mijałem pełne gwaru piaszczyste mielizny i zastoiny
błotnistej wody. Na pozór puste, nieciekawe, brudne... Dopiero film
przyrodniczy o warszawskiej Wiśle z Andrzejem Kruszewiczem w roli narratora uświadomił
mi bogactwo rzecznego życia. Uwrażliwił na najdrobniejsze jego przejawy.
|
Mielizna |
W pobliżu wysp i na mieliznach zalegały pióra pierzących się ptaków. Odsłonięty muł
odstręczał od przybijania do brzegu. Rezygnowałem z pozornych okazji do
rozprostowania nóg po wielogodzinnym siedzeniu w ciasnym kajaku.
|
Płynąc wzdłuż niewidocznej Jabłonny |
|
Łęgowy las |
|
Krajobraz z upadłym drzewem |
|
A słońce griluje |
|
Zarośnięta odnoga Wisły |
Z łęgu i przybrzeżnych łąk dobiegał krzyk zwaśnionych
kogutów bażantów, donośne świdrujące trex
trex trex derkaczy pilnujących ukrytych w bujnej trawie rewirów.
Podpływając do pochylonych nad wodą drzew, słuchałem godowego śpiewu ptaków,
werbli dzięciołów ukrytych wśród konarów, ożywczego kukania, przejmujących
niczym płacz dziecka krzyków czarnych dzięciołów…
Owemu koncertowi towarzyszył
nieustający plusk wody podmywającej brzegi, z których osuwała się ziemia,
odsłaniając plątaninę korzeni, i opływającej pnie i gałęzie powalonych drzew,
odsłonięte głazy lub kamienne ostrogi kierujące nurt na środek rzecznego
koryta…
|
Kolejna kępa pomnikowych topól |
|
Gęstwa |
|
Topola nad norą bobrów |
Krajobraz wydaje się monotonny. Po kilku godzinach spływania
w piekącym słońcu nuży. Daleka perspektywa obiecuje żmudną wędrówkę. Z nastroju
zniechęcenia może uwolnić jedynie postój na jednej z wysp, przerwa na posiłek,
odstawienie wiosła i zmiana rytmu...
|
Zakątek rapy |
|
Po kilku godzinach nadchodzi znużenie |
Albo gwałtowny rozbryzg wody towarzyszący
wyskokowi drapieżnej rapy polującej na wszystko, co się rusza na powierzchni,
lub pobudzonego suma, który zechciał na chwilę opuścić kryjówkę pod pniami
zatopionych drzew czy przytulną jamę w rzecznym dnie. Owe rozbryzgi powtarzały
się jakiś czas, gdy mijałem ujścia niepozornych bocznych strumieni Wisły albo
grożące osunięciem skarpy wyrywanego brzegu.
|
Mama nurogęś i dziateczki |
|
Do kryjówki |
|
Brzegówki |
Spotykając kępy i mielizny, starałem się płynąć blisko
ptasich kątów. Niektóre fragmenty pionowych brzegów zostały zajęte przez
brzegówki. Jaskółki uwijały się nad wodą, polując na owady i znosząc je do
licznych norek w miękkiej ziemi pod czapami darni, z których dobiegało
natarczywe kwilenie piskląt.
|
Osypisko z norką zimorodka pod darnią |
Tam, gdzie osypujące się skarpy były zacienione
przez drzewa, dostrzegałem pojedyncze owalne norki zimorodków.
|
Kosmopolityczna kolonia |
Podpływając do
mielizn, przyglądałem się hałaśliwej egzystencji mew, rybitw, sieweczek i…
gołębi grzywaczy... Tworzyły wspólne kolonie, broniąc się razem przed
drapieżnikami. Lecz gołębie w tym towarzystwie?... Chyba tylko dla godów i
jedzenia, bo przecież nie z potrzeby gniazdowania. Budują gniazda wysoko na drzewach, w rozwidleniach gałęzi…
|
Śmieszki |
|
Grzywacze |
|
Na wybiegu |
|
Gniazdo na wysokości zadania |
|
Brzegówka |
|
Martwa natura |
|
Drzewa umierają stojąc |
Rzeka żyje i nieustannie przekształca krajobraz. Łęg wypełniają
umierające drzewa. Martwe pnie zamieniają się w pełne artystycznego wyrazu
kikuty, ostatnie dowody dawnej świetności. Albo unoszą ku niebu poszarzałe od
deszczu i wiatru surrealistyczne konary. Patrząc na nie z bliska, można
dostrzec liczne dziuple, pęknięcia pni, kępy pasożytujących na korze grzybów,
sznury dzikiego chmielu… Wszystko to jest tworzywem i ekosferą bujnego życia…
|
Rezerwat Kępy Kazuńskie |
|
Matecznik czarnego bociana |
|
Bogactwo łęgu |
|
Kępy Kazuńskie |
Łęg bywa porównywany z podzwrotnikową dżunglą. W majowym słońcu wegetacja
doznaje ogromnego przyspieszenia. Łęgowi sprzyja żyzna gleba, mnóstwo wilgoci,
bogactwo flory i fauny niespotykane w innych leśnych siedliskach… W łęgu życie
roślin, aczkolwiek trwa krótko, jest niezwykle ekscytujące…
|
Siwa wrona w czatowni |
|
Mądrala, czegoś szuka |
Po minięciu Dziekanowa rezerwat Ławice Kiełpińskie przechodzi
w rezerwat Kępy Kazuńskie, który ciągnie się wzdłuż zasłoniętych przez łęgowy
las zabudowań Nowego Dworu aż do ujścia Bugo-Narwi w Modlinie. Płynąc pod
prażącym z góry słońcem, trzymając się lewego brzegu, wpadając chwilami w cień
niezwykłych drzew na krawędzi podmywanych skarp, fotografowałem tracze z
pisklętami, rybitwy, wyniosłe topole urozmaicające brzegową linię, osypiska
gruntu, odsłaniające mozaikę nasypanych przez lata pofalowanych warstw piasku i
mułu.
|
Mozaika |
|
Broda sokory |
W niektórych miejscach obnażone korzenie zwieszały się ku
wodzie brodami, maskując wejścia do nor bobrów…
|
W cieniu łęgowego lasu |
Wisła niosła mnie o wiele szybciej, niż myślałem. Zapomniałem
o pozostawionych daleko z tyłu współtowarzyszach wędrówki. Byłem sam na całej
rzece. Oddawałem się obserwacjom, żałując, że to nie złota godzina świtu i
wschodu słońca. Odsłonięte przedramiona piekły, chociaż ręce zdawały się już
mocno opalone w tym roku. Słońce prażyło z bezchmurnego nieba.
|
Cmentarz drzew |
Trzymając się cienia i sąsiedztwa drzew, które zsunęły się
do wody, ujrzałem czarnego bociana. Kołował nad głową. Nie potrafiłem jednak go
namierzyć obiektywem. Wrażliwy na każdy kaprys nurtu kajak kręcił się w kółko.
Zmęczone ponad trzydziestokilometrowym spływem ręce z trudem unosiły aparat do
góry. Szyję przeszył paskudny skurcz…
|
Tu bocian zniknął |
Bocian, nie czekając, aż się ogarnę, majestatycznie
poszybował za korony drzew. Już nie wrócił. Był uroczy w tym swoim czarnym
smokingu z białą kryzą pod szyją.
|
Bielik |
Znad prawego brzegu, nad którym góruje komin miejskiej
ciepłowni w Nowym Dworze, przyleciał bielik. Tym razem go skadrowałem.
Przeleciał w poprzek Wisły i zniknął gdzieś w łęgu przede mną.
|
Tu gdzieś się zaczaił |
Myślałem, że go
już nie zobaczę. Jednakże kilkaset metrów dalej ptak poderwał się z konara nad
kajakiem i zatoczył ciasne koło. Złapałem go obiektywem. Próbowałem
panoramować. Kajak jak na złość znów zakręcił na wodzie. Nieudane zdjęcie
utrwaliło bielika w prawym dolnym rogu…
|
Bielik w dolnym prawym rogu zdjęcia |
Najdziwniejsze to, że bocian i bielik polowały na wysokości
ukrytych za drzewami zabudowań Osiedla Młodych.
Gdyby nie komin, nie zdawałbym sobie sprawy, że całodniowa
wyprawa dobiegała końca.
Wrażeń jednak nie ubywało. Przed mostem zaprojektowanym
przez Eugeniusza Hildebrandta i wybudowanym w 1911 roku ujrzałem wyspę
zarośniętą przez wysokie drzewa oplecione dzikim chmielem. Niektóre kształty
zarośli skojarzyły mi się z wiedźminami Andrzeja Sapkowskiego…
|
Wiedźmin |
Kolejna wiślana kępa, ogołocona z drzew, okazała się kolonią
mew i rybitw. Dając się nieść nurtowi ku odległej pogłębiarce, portretowałem
ptaki polujące na płyciźnie i wysiadujące jajka w gniazdach na wzniesieniu. Jak
one wytrzymywały ukrop spływający z bezchmurnego nieba?...
|
Nowodworska kolonia |
|
Ptasi suk (bazar) |
|
Modelki |
|
Co by tu kąsić? |
|
Gdy pomysłów brak |
|
trzeba się rozejrzeć |
|
Pod mostem inżyniera Hildebrandta w Nowym Dworze |
|
Twierdza Modlin |
|
Most Hildebrantdta |
Górująca nad wodą twierdza Modlin, zbudowana na rozkaz
Napoleona i rozbudowana przez Rosjan po upadku Powstania Listopadowego, której
gmachy wzniesiono na wysokiej nadrzecznej skarpie, wzmocnionej potężnymi murami
oporowymi;
most autorstwa Hildebrandta nazwany potem imieniem Józefa
Piłsudskiego; w oddali kolejny most obwodnicy Modlina i Nowego Dworu,
przenoszący krajową siódemkę do Gdańska…;
|
Forteczny spichlerz |
w końcu odsłaniające się powoli
ujście Bugo-Narwi, gdy podpływałem do malowniczych ruin Spichlerza na cyplu u
zbiegu rzek… to wszystko zwiastowało nieuchronny koniec wycieczki.
|
Forteczna sztukateria |
|
Spichlerz z ujścia Bugo-Narwi |
Stare mury spichrza wyłaniały się tajemniczo spomiędzy
rosochatych topól ściskających ziemię u podnóża popadającej w ruinę budowli.
Fotografowałem bramę z płaskorzeźbami, pilnując, aby Wisła mnie nie porwała i
nie poniosła do Wyszogrodu.
|
Forteczne koszary zamienią się w luksusowe osiedle |
|
Mały Leningrad |
Potem ujrzałem ścianę długiego budynku koszarowego.
Wznosił się nad nurtem Bugo-Narwi i odbijał w lustrze ospałego nurtu.
Pomyślałem:
- Mały Petersburg…
Miejsce dotknięte burzliwą, pełną wojennych epizodów historią,
mogące uchodzić za panteon uporczywej walki o polskość, po dwóch wiekach oddane
w komercyjne ręce…
|
Koniec trasy - most Pancera |
Kajak zdałem w przystani Dylewskiego. Właściciel usłyszawszy
skąd przybyłem, zaczął zachęcać do spływu w kierunku Płocka. Pokazał zdjęcie
wiślanego klifu. Stwierdził, że to co zobaczyłem, zaledwie nieśmiałą przygrywką
do prawdziwej przygody na prawdziwie dzikim odcinku Wisły.
Cóż. Wyobraźnia zaskoczyła…