Świt nad Wisłą pod Dębówką |
Już pitagorejczycy
zauważyli, że wiele zjawisk przyrodniczych można opisać za pomocą liczb. Jednakże
przetwarzanie świata rzeczywistego na modele wirtualne wyrażane liczbami to
domena ostatniego stulecia ludzkiej cywilizacji. Cyfrowy aparat fotograficzny to
kolejne powszechnie dostępne narzędzie przekształcające otaczający świat na
liczby (piksele zdefiniowane na matrycy za pomocą układu współrzędnych i koloru)
– fizyczne potwierdzenie poglądów Pitagorasa, jego uczniów i następców
utożsamiających przedmioty podlegające czterem żywiołom: ogniowi, wodzie, ziemi
i powietrzu, z liczbami i abstrakcyjnymi elementami geometrii: liniami,
płaszczyznami, bryłami, a w końcu za Einsteinem – także z czasem, czwartym
wymiarem czasoprzestrzeni.
Słońce się skrada |
Korzystając ze
sprzyjającej pogody, pojechałem wykorzystać owo narzędzie do utrwalenia
ostatniego w 2017 roku styczniowego świtu nad Wisłą między Dębówką a Podłęczem.
Zostawiwszy
samochód na podjeździe nieczynnej przeprawy promowej, po której została
wyłożona betonowymi płytami droga dojazdowa, poszedłem przez łęg a potem przez
często zalewaną łąkę ku zatoce, w myślach nazywanej przeze mnie zatoką śmiałego
bolenia. Owe ryby oglądałem tutaj wiele lat wcześniej, gdy Wisła toczyła
mnóstwo wody. Przepływały nad kamienną opaską i żerowały w tarliskach pełnych
młodego narybku, zaznaczając swoją obecność imponującymi skokami nad
powierzchnią wody.
Krajobraz rzeki |
Świt był
dzisiaj pogodny, bezwietrzny. Mróz nie dokuczał. Lustro Wisły zdawało się
niezmącone. Nieruchome powietrze było wypełnione śpiewem sikor, pokrzykiwaniem
dzięciołów, kwileniem przelatujących mew, skrzypieniem przemrożonego śniegu pod
butami... Łuna świtu szybko rozjaśniała krajobraz…
Krajobraz w kierunku Otwocka Wielkiego |
Doszedłszy do
północnego krańca zatoki czekałem na wschód słońca. Smugi kondensacyjne po
przelatujących samolotach nabrały żywych barw tam, gdzie brzask był
najintensywniejszy, lub srebrzyły się na północnej części nieba.
Zatoka śmiałego bolenia |
Wnętrze
rzecznej doliny ożyło. Wszędzie widziałem dzikie kaczki krzyżówki i tracze,
pojedyncze kormorany, przelatujące stadkami mewy, kruki, gawrony…
Para |
Brnąc po
kamiennej opasce i po lodzie, który osiadł na mulistym dnie zatoki,
fotografowałem kępy drzew koło umocnień przeciwległego brzegu, łabędzie
przepływające pod domem na palach, krajobraz, a w końcu samą kulę słońca…
Słońce wynurzało
się powoli, z namysłem, pomiędzy koronami bezlistnych drzew drugiego brzegu,
sycąc obrazy Wisły nastrojem głębokiej czerwieni. Najpierw ujrzałem rąbek
tarczy, potem samą tarczę przesłoniętą rysunkiem konarów. W końcu słońce
wzeszło ponad drzewa i rzuciło na nurt gruby warkocz światła.
Mogę patrzeć godzinami, ale świt trwa o wiele za krótko |
Wędrujące ptaki
nie zmierzały dzisiaj ku słońcu. Nie ożywiły zdjęć klasycznego wschodu, mojej
najbardziej ulubionej pory dnia, podczas której odczuwam stan zespolenia z
naturą.
Po sesji
przekroczyłem zatokę, stąpając po grubym lodzie i wyszedłem na skarpę ścieżką
bobrów. Poradziłem sobie z podejściem, chwytając sprężyste łodygi
wszędobylskich klonów jesionolistnych. Kiedy jednak stanąłem na śniegu i
pękających łodygach suchorośli, wypłoszyłem bielika, który czuwał na gałęzi
samotnej topoli z dala od brzegu. Ptak poleciał nad rzekę. Nie potrafiłem
wycelować obiektywem. Z żalem odprowadzałem go oczami w kierunku Gass, póki nie
zniknął za gałęziami drzew w sąsiedztwie.
Rzeźba nurtu |
Za południową kamienną
opaską zatoki jest zakole wyrzeźbione przez Wisłę kilka lat wcześniej.
Napierający nurt podmył skarpę, roztrącił narzucone ciężkie głazy i utorował
sobie drogę ku wierzbom na pozostałej części grobli.
Krajobraz rzeźbiony Wisłą |
W ten sposób powstał jeden
z najpiękniejszych – moim zdaniem – widoków w rezerwacie Łachy Brzeskie.
Uwielbiam to
miejsce. Tu fotografowałem z bliska bobry, kaczki płaskonosy, łabędzie nieme i
krzykliwe, stada wypoczywających kormoranów pospolitujących się z czaplami…
Tutaj omal nie
zostałem poturbowany przez dzika. Przyparty do ściany zbitej w gęsty łan
nawłoci, bez możliwości ucieczki, zbierał się do ataku, fucząc i przebierając
przednimi łapami. Nie podchodziłem więc bliżej, zadowalając się zdjęciami
zrobionymi z dystansu kilkunastu kroków.
Krajobraz Łach Brzeskich |
Bielik na mieliźnie |
Dalej zaczynają
się mielizny i wyspy Łach Brzeskich, które fotografowałem kilka dni wcześniej. Na
nieruchomej krze siedział kolejny bielik. Był daleko. Zdjęcie zamieszczam z
kronikarskiego obowiązku. Na dowód, że rezerwat im sprzyja…
Dlaczego chodzę
nad Wisłę? Zdjęcia tłumaczą wszystko.
Zasłyszałem
ostatnio ciekawe spostrzeżenie. Świat zmusza nas do życia głównie przeszłością
i przyszłością. Skoro oddaliśmy nasze życie rozpamiętywaniu przeszłości i
żywieniu obaw z powodu możliwych zdarzeń w przyszłości, spychając chwilę
bieżącą na margines, to tak naprawdę przestaliśmy żyć. Tymczasem – za Józefem
Bańką, polskim prekursorem filozofii techniki (eutyfroniki) - świat ludzkiej
natury jest przede wszystkim światem prostomyślności. W nim człowiek znajduje
swoje miejsce i przeżywa trud istnienia. Jeśli płaszczyzna przyczyn (wczoraj i
jutro) zdominuje płaszczyznę celów (bycia tu i teraz), identyfikując cele z
ceną (monetyzując wszystkie aspekty ludzkiej egzystencji), to w istocie staniemy
się doskonałym wsadem odhumanizowanej rzeczywistości wirtualnej.
Staram się więc wyrwać z tego kołowrotu przymusu i pośpiechu
narzuconego przez wszechogarniającą technologię i, sięgając po jeden z jej
wytworów (cyfrowy aparat fotograficzny, zwalniający z myślenia o technicznym
sposobie fotografowania), zbliżać się ku jednemu z moich celów bycia tu i teraz –
żywieniu umysłu wrażeniami ze spotkań z przyrodą sam na sam.