Zatoczka |
Wisła
w styczniowym słońcu też ciekawi, chociaż ocieplenie usunęło lodową pokrywę i
rozpuściło śryż. Wyspy Świderskie przyciągają mnóstwo ptaków swoimi mieliznami,
grzędami piachu wokół kłód i konarów wystających z dna, krzakami wikliny
wzmacniających odsłonięte odsypiska.
Zapach rzeki |
Lodowy złom zalegający brzegi tuż nad
płynącą wodą kusi, by wejść, lecz pęka pod ciężarem.
Mewa, ale która? |
Na
mieliznach przesiadują mewy. Towarzyszą im gawrony, wrony, siwe wrony, dla
których Wisła to jedna wielka stołówka.
Mewa w pośpiechu |
Tracze sprawiają wrażenie gotowych do
godów. Pływają środkiem nurtu gotowe w każdej chwili odlecieć przed
rzeczywistym lub wyimaginowanym zagrożeniem. Bez osłony zarośli nie sposób do
nich podejść.
Chwila odprężenia |
Wzdłuż
rzeki przelatują kormorany, by dołączyć do stada, które rozsiadło się na
kłodach nieopodal największej wyspy rezerwatu. Tam odpoczywają po łowach lub przed
kolejnymi połowami w nurcie otwartej rzeki. Jeśli polują gromadnie, robią
widowisko jakich mało.
Zmarszczki mimiczne Wisły |
Lubię
chodzić po świderskiej plaży podczas przymrozku. Sypki i grząski piach jest
wtedy zwarty, a mokra i śliska warstwa rzecznego mułu nie czepia się butów.
Teren łowiecki jazi |
Zszedłszy z wału przeciwpowodziowego ścieżką
wśród wiklin, czepliwych łodyg jeżyny, wyschniętej trawy, przekroczywszy
strużki rdzawej wody sączącej się bocznymi odnogami, znalazłem się nad wodą
zatoczki, klinem rozdzielającej zbocze brzegu od usypiska wyspy. Była pusta.
Uśmiech Wisły |
Życie przeniosło się nad rzekę. Tropiąc jego przejawy, trzymam się blisko granicy
mokrego piachu i namułów. Zostawiam za plecami kominy elektrociepłowni
Siekierki z pióropuszem pary wodnej i spalin. Nurt rzeki przy brzegu głaszcze
zmarszczki dna, pluszcze na kamykach i nad zatopionymi kłodami. W słońcu
odcienie szarości nabierają subtelnych barw zapomnianej już jesieni. Z dala od
linii brzegu widać jakieś warkocze i zwary. Kuszą, by podpłynąć kajakiem i
przyjrzeć się z bliska niepokojom wody.
Bielik nad ujściem Świdra |
W
pewnej chwili widzę zamieszanie nad otwockim łęgiem Wisły. Dwa bieliki krążą
nad ujściem Świdra, wzbudzając strach wśród rzecznych ptaków. Mewy wznoszą się,
a potem przystępują do nękających ataków. Orły z początku nic sobie z tego nie
robią, w końcu ustępują pod presją i znikają za bezlistnymi koronami
białodrzewów, szarych topól, wierzb i świerków, które tworzą łęg podmywanej
skarpy prawego brzegu rzeki.
Bielik nad Wisłą |
Wisła
po ustąpieniu zimowej szaty rozsiewa zapachy. Mika jest pobudzona. Dopada wody,
próbując łapać fale i kipiącą pianę nad podwodnymi kłodami, żwirem i zmarszczonym
piaskiem dna. To znów odbiega między wysuszone pnie topól na świderskiej łasze.
Szuka źródeł niepokojących dźwięków pod lodem zalegającym brzeg plaży albo
węszy po śladach dzikich zwierząt odciśniętych w piasku.
Bielik i łęg |
W
całym krajobrazie jestem tylko ja z aparatem i rozbawiony pies, który dawno nie
był na otwartej przestrzeni, gdzie wszystko widać jak na dłoni: pustkę
rozległej plaży, niezwykłe ożywienie na wodzie, ptactwo nad rzeką, jakieś
nieznane dźwięki, zapachy… Nic to, że wokół pełno akcentów zurbanizowanych
miejsc za wałami przeciwpowodziowymi: kominów, wież przekaźnikowych, hałasu
otwockiej szosy…
Po
dojściu do łęgu wieńczącego plażę od lądowiska helikopterów w Ciszycy po ujście
Świdra ujrzałem bielika, który uniósł się znad wysuszonej odnogi rzeki i
majestatycznie przeleciał nad otwocki brzeg. Zdążyłem zrobić kilka zdjęć na tle
drzew, nim zniknął między konarami. Potem zainteresowałem się biwakiem
kormoranów, mew i gawronów. Siedziały na mieliźnie, gdzie nie było silnego
prądu. Nurt spływający od przeprawy promowej w Gassach jest spychany przez
największą i najwyższą wyspę archipelagu świderskiego pod brzeg, którym
spaceruję. Ptaki siedziały spokojnie, póki nie podszedłem bliżej. Kormorany
pozostały jednak obojętne. Były daleko. Korzystały ze słońca, które na kilka
godzin oświetliło dolinę Wisły i ogrzało powietrze. Kilka z nich rozpostarło
skrzydła do suszenia.
Cmentarzysko drzew na świderskiej plaży |
Obróciwszy
się na północ, zobaczyłem oświetlone cmentarzysko topól przywleczonych na łachę
podczas ostatniego gwałtownego wezbrania Wisły. Wykroty i pnie malowniczo
prezentowały się na tle zwartych zarośli wikliny, której łodygi zaczęły
zabarwiać się kolorami przed wypuszczeniem pąków.
Wisła z łęgu |
Niechętnie
wracałem do domu. Na stromy brzeg przedostałem się, korzystając ze starej tamy
bobrów, zasypanej mułem i piaskiem podczas kilkuletnich wezbrań. Dzięki niej
można przejść suchą stopą nad strumykiem zarastającej odnogi. Wisła z korony
wału przeciwpowodziowego wygląda uroczo.
Wisła z łęgu w Ciszycy |
Łęg oświetlony wysokim słońcem nabrał
jesiennych barw. Niebieska wstęga rzeki pod czystym błękitem nieba wzbogaciła
paletę kolorów krajobrazu wypełnionego białodrzewami, dębami, łanami nawłoci i wiklinowych
krzaków, skrywających ślady żerowania bobrów…
Wisła podczas styczniowego ocieplenia |
Nie
jest Wisła substytutem Warmii i Mazur. To kraina o odmiennym charakterze,
budząca inne wrażenia. Odwiedzam rzekę między Warszawą a Górą Kalwarią od lat,
podziwiając jej zmienność w każdym aspekcie, dyktowaną rytmem zmian pór roku,
dnia, wezbrań i posuchy. Panta rhei
nad Wisłą – ot tyle i aż tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz